Jak już Wam zdążyłam ostatnio napisać, jutro idę na wesele. Kwestia sporna czy mam ochotę czy nie. Z reguły za weselami nie przepadam, ale w jutrzejszym najgorsze jest to, że pierwszy raz poznam najbliższą rodzinę mojego faceta… Jesteśmy ze sobą już od dawna, ale jakoś tak się ułożyło, że spotkania z jego rodzicami i rodzeństwem nigdy nie było. No to jutro będę miała podwójnego stresa, ale jak to mój prawie-szwagier powiedział ” teściowie, siostry, szwagrowie, brat i bratowa będą miały oprócz mnie jeszcze masę innych ludzi do oplotkowania, więc poświęcą mi mniej uwagi niż przy proszonym, niedzielnym obiedzie „. W sumie nieźle to ujął, co nie zmienia faktu, że i tak czuję nieprzyjemny ucisk w żołądku.
Pomyślałam, że dzisiejszą recenzję poświęcę właśnie kosmetykowi, który pomaga mi przygotować się do tej zacnej uroczystości. Jest to balsam brązujący z Ziaji, który testuję z tej wygranej KLIK. Pomagam sobie również kremem, ale o kremie może jutro 🙂
Do tej pory nie przepadałam za balsamami brązującymi, samoopalaczami i innymi tego typu specyfikami. Nie cierpię zapachu jaki wydzielają po kilku godzinach od nałożenia. Niestety w październiku ciężko już o naturalną opaleniznę, a solarium uważam za zbrodnię. Na szczęście testuję od jakiegoś czasu ten balsam i wiem, że mogę mu zaufać.
![]() |
KONSYSTENCJA |
Balsam brązujący relaksujący Ziaja Sopot ma lekką, ale nie wodnistą konsystencję. Bardzo łatwo rozprowadza się na skórze i szybko wchłania, zostawia delikatną, lekko lepką warstewkę, co już nie do końca lubię, ale da się przeżyć. Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Najważniejsze jednak, że nadaje piękną, złocistą opaleniznę. Zawsze boję się chamskiego pomarańczu. Na szczęście w tym wypadku nie trzeba się o to martwić. Kolor jest, tak jak zapewnia producent, bursztynowy. Różnicę widać już po pierwszym zastosowaniu. Ja dla uzyskania optymalnego efektu smaruję się nim przez 3-4 dni z rzędu.
Myślę, że ogromnym atutem jest również to, że nawet mało wprawna ręka nie zrobi sobie nim krzywdy. Balsam nie tworzy smug i plam. Warto wmasowywać go do końca, aby równomiernie rozprowadził się na całej powierzchni skóry, jednak nie byłam bardzo skrupulatna, a i tak kolor wyszedł jednolity.
Ja stosuję go zawsze na noc, aby rano wziąć prysznic i zmyć z siebie ten smrodek. Nie czarujmy się, każdy samoopalacz i jemu podobne wydziela identyczny zapach po kilku godzinach. Wszystko na skutek wchodzenia w reakcję z naszą skórą, substancji zawartej w tego typu kosmetykach. Przy samym nakładaniu jednak nie można narzekać, bo balsam pachnie dość świeżo i przyjemnie.
![]() |
SKŁAD |
Pasowałoby dodać parę słów na temat efektu relaksującego. Hmmm… czym to się ma objawiać ? Czy jeśli czuję, że skóra jest gładka, miękka i nawilżona to zrelaksowanie ? Jeśli tak, to relaksuje 🙂
Co mnie w nim wkurza ? Butelka… Mi pozostało już mniej niż połowa, no i zawsze muszę pamiętać o tym, aby ustawić balsam do góry dnem, inaczej trzeba się trochę poznęcać, aby balsam opadł do ujścia. Gdyby dołączyli pompkę, to byłoby idealnie. Co prawda obecna butelka nie jest jakimś koszmarem, jednak można by było pomyśleć nad ułatwieniem. Kolejną rzeczą, która mi się nie do końca podoba to oczywiście skład: parabeny – nie lubię, nie ufam im i mam wielką nadzieję, że Ziaja wreszcie wycofa je ze swoich kosmetyków.
Więcej zastrzeżeń nie mam. Nagroda InStyle Best Beauty Buys mówi sama za siebie. Kosmetyk spełniający swoje zadanie w bardzo atrakcyjnej cenie. Cała seria brązująca Sopot jest dla mnie małym fenomenem, z którego jestem niezwykle zadowolona.
Za 300 ml kosmetyku ( a nie 250 ml jak w przypadku innych firm ) zapłacimy ok. 11 zł.
Naprawdę warto mieć go w swoich zasobach kosmetycznych 🙂
ja w ogóle nie lubię balsamów brązujących po wielu wpadkach i zdecydowanie bardziej wolę swoją bladą mordkę 😉