Od kiedy pamiętam, lubiłam kręcić domowe maseczki i „ulepszać” gotowe kosmetyki. Było to prawie 20 lat temu – w zamierzchłych czasach, gdy o blogach jeszcze w zasadzie nikt nie słyszał, a zapewnienia producentów i reklamy, były dla konsumenta prawdami objawionymi. Teraz nie tylko większość z nas zwraca uwagę na składy, ale też same poszukujemy tych wybranych składników, które szczególnie służą naszej skórze czy włosom. W kwestii kosmetyków do twarzy, najczęściej używam gotowców – młoda matka musi iść na skróty. Włosy jednak to mój absolutny konik, od ok. 2 miesięcy ostro walczę o powrót do skrętu idealnego. Moje znajome często pytają mnie, do czego ja w ogóle używam poszczególnych produktów, więc dziś chciałabym Wam pokazać moje „uzupełnienie zapasów” ze sklepu Mydlasie.
Kiedyś w pracy rozmawiałyśmy o stosowaniu olejów na włosy. Tradycyjnie przewijały się utarte mity:
-mam tłuste włosy, nie mogę używać olejów
-kto by miał czas tyle z tym siedzieć
-tego się nie da z głowy zmyć. itd.
Jedna z koleżanek poczuła się jednak zachęcona. Na drugi dzień już od drzwi darła się jaka to masakra, tragedia i armageddon. Ma na głowie puch i siano… Cóż – olej kokosowy i wielokrotnie rozjaśniane włosy to niezbyt dobre połączenie. Moje włosy kokosa też nie znoszą – są z natury kręcone i wahają się od średnio do wysokoporowatych. Wpis o olejach, które mi służą jeszcze się pisze, ale z pewnością dołączą do nich moje nowości – olej z Ostropestu i olej Neem.
Ten pierwszy to klasyczny olej spożywczy, którym możecie posmarować twarz, włosy, ciało i na koniec oddać do sałatki. Jest lekki i przyjemnie pachnie, łatwo się zmywa, ale jednocześnie świetnie zmiękcza i wygładza włosy. Flaszka 500 ml kosztuje niespełna 30 zł, a starcza na bardzo długo. Jest to olej zimnotłoczony więc po otwarciu warto przechowywać go w lodówce.
Olej Neem to surowiec kosmetyczny. Aga z wwwlosy.pl pytała mnie czy z nim wytrzymałam, bo to jedyny olej, którego zapachu nie była w stanie znieść 😀 Chyba jestem hardcorem bo mi nie przeszkadzał aż tak bardzo. A włosy po nim to istna poezja. Zdecydowanie odbudował mi nawilżenie.
Włosy najczęściej olejuję przed myciem. Gdy jednak czas nagli, dodaję porcję do maski. To dla mnie najbardziej uniwersalne kosmetyki – oczywiście same oleje to za mało jednak bez nich już nie wyobrażam sobie pielęgnacji.
To mój sposób na zapach w kosmetykach. Oczywiście takiego Neem nie da się za bardzo niczym zabić, ale aby uprzyjemnić sobie pielęgnację, często sięgam po olejki eteryczne. Moim ostatnim ulubieńcem jest lawendowy. Dodaję go do mieszanki oleju na włosy bądź do glinkowych maseczek. Nie tylko ma swoje pielęgnacyjne atuty ( grzybo i bakteriobójcze ), ale także odpręża mnie i relaksuje.
Przez dłuższy czas odeszły u mnie w zapomnienie. Zachwyciłam się maskami w płachcie. Z podkulonym ogonem wracam i stwierdzam, że skomponowane z fajnymi dodatkami nie tylko świetnie dbają o cerę, ale są też ekstra na włosy. Często wystarczy zmieszać je z odrobiną wody bądź dodać do szamponu i mamy świetny peeling głowy. Ba! Biała glinka może wręcz zastąpić detergent bo ma świetne właściwości myjące.
To dla mnie totalna nowość w pielęgnacji. Nie stosowałam jej nigdy ani zewnętrznie ani wewnętrznie 🙂 Teraz zaczęłam dodawać do masek. Jestem zachwycona objętością, ale bez efektu spuszenia. Więcej pewnie napiszę za jakiś czas, ale zaczynam rozumieć jej fenomen 🙂
No i król półproduktów – jego wysokość Kwas Hialuronowy
To zdecydowanie mój największy faworyt, który od dawna zawsze siedzi grzecznie w zapasach. Gdy mam przesusz na twarzy – dodają hialuronka, gdy mam przesusz na ciele – dodaję hialuronka, gdy skończy mi się nawilżająca maska – dodaję hialuronka, gdy robię mgiełkę pod olej – dodaję hialuronka. To rewelacyjna rzecz, która sprawdza się zarówno solo jako serum do twarzy jak i w zestawieniu z emolientami czy proteinami. Dla mnie absolutnie uniwersalny i dający natychmiastowe efekty.
A Wy używacie półproduktów? Czy może stawiacie na gotowe kosmetyki?
Przyznam szczerze, że ostatnio bardzo rzadko sięgam po tego typu półprodukty. Za to wszystkie olejki masowo zużywa mój chłopak smarując nimi swoją brodę 😀
O widzisz, czyli mamy włoso, a w zasadzie brodo-maniaka 🙂
Lubię półprodukty i czasami mam fazę na kręcenie masek i kremów 🙂
Teraz nie wyrabiam się czasowo, ale mam nadzieję, że wrócę do własnej roboty mazideł 🙂
Bardzo lubię półprodukty 😉 Chociaż muszę znaleźć czas na to, żeby coś zrobić sama, a aktualnie z tym jest u mnie ciężko.
No właśnie u mnie też z czasem lipa. Ale używam wszystkiego w zasadzie na włosy, a to nie wymaga wiele zachodu 🙂
Lubię sięgać po półprodukty. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez glinek czy jakiegoś olejku 🙂
No właśnie u mnie oleje rządzą, uwielbiam je w kosmetykach do twarzy, ale włosy – to prawdziwe mistrzostwo 🙂
Ja dzisiaj pierwszy raz kupiłam olej z wiesiołka jestem ciekawa jak się sprawdzi. 🙂 Pozdrawiam 🙂
Trzymam kciuki to bardzo fajny olej 🙂
Ja jednak stawiam na gotowe kosmetyki 😉
Rozumiem, sama w wielu kwestiach nie biorę innych pod uwagę 🙂
Uwielbiam półprodukty i moja pielęgnacja głównie z nich się składa 😉
No u mnie ostatnio królują na włosach, nareszcie moje loki wracają do formy 🙂
Ja stawiam na gotowce, bo jestem za leniwa i cierpię na brak czasu, by na każdym polu coś zrobić 😛
glinki i spiruliny, właśnie przerabiam w szkole. Są świetne
Nie wiem jak to się stało, niechcący usunął mi się Twój komentarz pod ostatnim wpisem. Nawet nie pamiętam, co napisałaś 🙁 Przepraszam ogromnie! Lubię olejki, czasami też lubię coś ukręcić 🙂
Nic się nie stało, ja wczoraj 2 godziny pisałam posta i gdy już był gotowy – znikł…
Nigdy jeszcze nie robiłam kosmetyków z półproduktów, ale korci mnie by coś spróbować
U mnie pólprodukty goszczą na stałe – chociaż częściej korzystam z nich w pielęgnacji włosów, niż twarzy czy ciała 😉
Nigdy nie używałam olejków do włosów – ale skoro mam ich zapas a dziś niedziela to spróbuję 🙂
Pewnie, że warto po nie sięgać..Glinki, oleje – samo dobro!