Jakież było moje zdziwienie gdy przeczytałam, że producentem samorozgrzewającej maski antystresowej z płatkami owsianymi jest firma mieszcząca się w Korei Południowej – wow, nie wiedziałam, że moje kosmetyki są takie światowe 🙂 Niestety przebycie tylu długich kilometrów do Hebe w moim rodzinnym mieście nie stanowi żadnej taryfy ulgowej i mogę otwarcie powiedzieć, że niestety maseczka Purederm Botanical Choice jest dla mnie bublem.
Początkowo napaliłam się jak szczerbaty na suchary. Miałam już kiedyś maskę termoaktywną z rossmannowskiego Synergen KLIK i byłam z niej naprawdę bardzo zadowolona. W wypadku Purederm nie oczekiwałam może jakichś cudów, ale liczyłam przynajmniej na to, że faktycznie odstresuję się przez te 15-20 minut. No i gu…zik !
Saszetka mieści 15 ml produktu. Maseczka ma bardzo rzadką konsystencję, myślałam więc, że starczy mi na 3 razy bo zazwyczaj ok. 5-6 ml maseczki zużywam za jednym razem. Cóż, pierwszy zawód. Maseczka nie jest zbyt wydajna. Starczyła mi na dwa razy, na trzy nie umiałabym rozsądnie podzielić, bo czułabym, że zwyczajnie zastosowałam zbyt mało.
Zgodnie z zaleceniami producenta, maseczkę należy nałożyć na delikatnie zwilżoną twarz. Tak też zrobiłam. Pierwszym razem nałożyłam ją siedząc w wannie, więc jakoś wytrzymałam bite 15 minut, za drugim razem zmywałam jednak po 5 minutach bo myślałam, że oszaleję. Dlaczego?
Maseczka faktycznie daje uczucie lekkiego rozgrzania, po chwili również zaczyna niemiłosiernie ściekać z twarzy. Nad oczami mam bujne brwi więc bardzo mi to nie przeszkadzało, ale wszystko to co spływało na usta było nie do zniesienie, piekący i gorzki posmak przyprawiał mnie o mdłości. Tyle stresu to jeszcze żadna maska mi nie zafundowała, a niby miał to być kosmetyk antystresowy…
Po drugim razie to nie dziwię się, że nie było efektów bo trzymałam ją krótko, ale za pierwszym odbyłam cały rytuał i niestety nie zauważyłam żadnego dobroczynnego wpływu na skórę. Niby skład jest całkiem ciekawy – glinka, sporo ekstraktów – spodziewałam się, że twarz będzie choć odrobinę odżywiona. Niestety, po zmyciu maski, skóra była taka sama jak po samym peelingu. Krzywdy mi nie zrobiła, ale też nie zauważyłam żadnego pozytywnego działania, takiego jakie odczuwa się po innych maskach
.
Muszę przyznać, że to moja kolejna, maseczkowa porażka. Zapłaciłam za nią w promocji w Hebe ok. 3 zł. Z pewnością do niej nie wrócę, dla mnie to był kompletnie nieudany eksperyment :/
No nie generalizujmy, że wszystkie maseczki Botanical Choice są bublem 😉
Akurat ta antystresowa, którą masz 🙂
Np. Ogórkowa peel-off jest rewelacyjna 🙂
Ale przecież ja nie generalizuję, piszę konkretnie o tej jednej nie nawiązywałam w żadnym zdaniu do ogółu 🙂
Tak przeczytałam po przeczytaniu pierwszego akapitu, który chyba uległ lekkiej zmianie 😛
Ale ok – przepraszam wobec tego 🙂
*Tak zrozumiałam 😉
Nie uległ zmianie 🙂 Od początku brzmi tak samo, nie bawię się w poprawki, chyba że tak jak ostatnio w przypadku "suczego szamponu" zamiast "suchego szamponu" 😀
A tak szczerze to mi się przykro zrobiło, że podejrzewasz mnie o takie rzeczy 🙁
O nic nie podejrzewam, tylko myślałam, że dopisałaś nazwę maski, której jak bum cyk cyk czytając posta za pierwszym razem nie widziałam i stąd zrozumiałam tekst pierwszego akapitu generalnie do wszelkich masek Purederm …
Przepraszam …
Nie szkodzi, ja się nie gniewam tylko po prostu moja reakcja była taka, a nie inna bo serio czepiam się tylko tej konkretnej 🙂 Nie da się ocenić całej serii po jednym produkcie 🙂
Ja jakieś zaciemnieni chyba miałam, bo jakoś pomyślałam, ze może nie wiesz, ze jest więcej tych masek 😛
No nie ważne 🙂 Przepraszam i na przyszłość będę uważniej czytać :*
Każdemu się zdarza, ja najczęściej mam jakieś zboczone skojarzenia i niektóre słowa muszę trzy razy czytać bo zawsze układają mi się w nie taki wyraz jak potrzeba 😛 Absolutnie się nie gniewam i focha nie strzelam 😀
O, a ja się tyle naszukałam tej Ogórkowej i nie mogłam sobie przypomnieć skąd ją kojarzę. Teraz wiem 🙂 Jamapi ją recenzowała. Zapisałam od razu – kierunek Hebe.
Dokładnie 😀 Ja mam ochotę wypróbować inne, ale już na pewno nie samorozgrzewające 😀
Szkoda, że się nie sprawdziła.
Ze swojej strony mogę Ci polecić maseczki na bazie zielonej glinki, które są co jakiś czas w Biedronce. Świetne!
Kupiłam oczyszczająco-odżywczą i czeka w kolejce 🙂
przynajmniej wiem, czego unikac:)
Może po nałożeniu ekstremalnie cieniutkiej warstwy, byłaby do zniesienia jednak dla samego efektu grzania zdecydowanie wolałabym się zdecydować na Synergen, po której dodatkowo miałam uczucie przyjemnego działania na twarz.
Widać po niej, ze jest jakaś taka dziwnie rzadka…
Może gdyby nałożyć ją na suchą skórę i to w dodatku w bardzo małej ilości to miałoby to jakiś sens, ale z drugiej strony i tak nie odczułam żadnego, konkretnie pielęgnacyjnego działania więc nie widzę sensu się męczyć i kombinować :/
Ojejku, to rzeczywiście bubel jak tak spływa. Ja pewnie bym sie wściekła już po minucie i ją zmyła.
Jednak nie ma to jak maseczki z glinki! 😉
Fakt, w kwestii oczyszczania glinki nie mają sobie równych, ale wiesz jak to jest – czasami chęć spróbowania przyćmiewa logiczne myślenie 😀 Żałuję, że nie zdecydowałam się na inną maskę z tej serii, ale jak zobaczyłam, że samorozgrzewająca i w dodatku z płatkami owsianymi to leciałam jak ćma do światła 😛
faktycznie nie zachwyca…
Niestety nie 🙁 Gdybym jeszcze faktycznie odczuwała, że moja skóra coś zyskała z tej męczarni to pewnie przymknęłabym oko, ale nie dość, że mi smak zepsuła to jeszcze nic nie zdziałała 🙁
Dobrze, że tania, więc nie ma co żałować.
To prawda, ale z drugiej strony za 3 zł można mieć coś dużo lepszego 🙂 Ale jak człowiek nie spróbuje to się nie dowie 🙂
dawno już nie używałam maseczek w saszetce ;P Jestem zbyt wygodna i jeśli już to kupuję w większej pojemności.
A ja jeszcze chyba nie dojrzałam do tego i zawsze skuszę się na jakąś saszetkę, która cierpliwie leży i czeka, aż najdzie mi na nią ochota. W wielu przypadkach niestety okazuje się, że był to błąd, wielbłąd 🙂
Maseczki w saszetkach używa się na jeden raz 🙂
A gdzież tam 😀 Musiałabym z miską pod twarzą siedzieć i łapać to co będzie kapać 😀 Na szczęście coraz więcej producentów dzieli swoje saszetki, bo zdecydowanie 15 ml na raz i to tak rzadkiej konsystencji to nie na moje nerwy 😀
Używałam ich maseczki takiej w płatku, mozę nie miała spektakularnego działania, ale bardzo mnie odprężyła i przyniosła ulgę.
Widziałam ją i teraz żałuję, że właśnie na nią się nie zdecydowałam. Truskawkowa się do mnie uśmiechała 🙂
Widziałam ją i nawet mnie kusiła.
Dobrze, że dodałaś tą opinię, bo bym się jeszcze na nią skusiła…
Szkoda, ze pomimo fajnego składu nic nie wniosła.
Gdyby nawet jedyną dobrą rzeczą było to przyjemne grzanie to nie dostała by ode mnie, aż tak niskiej noty. Ale to kapanie po rozgrzaniu mnie dobiło :/ Zdecydowanie zbyt rzadka.
Szkoda, że się nie sprawdziła…
Też żałuję 🙁 Liczyłam na miły relaks, a niestety nic z tego nie było :/
Nie używam saszetkowych maseczek, ale wkurzyłabym się nawet za te 3zł, że się nie sprawdziła:)
Mnie zawsze jakaś skusi i często bywam naprawdę zadowolona, ale tym razem to istna masakra :/
Skoro jest z glinką, to jej nie wezmę. Takie preparaty mi nie służą. Twoja recenzja też do niej nie przekonuje ;).
Ja akurat glinki lubię, ale wiem, że nie każdemu odpowiadają. Tutaj glinki musi być jak na lekarstwo skoro maseczka wręcz leje się przez ręce :/
Szkoda że Ci nie przypadła do gustu 😉
ogólnie b.ładny blog 🙂
JUz obserwuje liczę na rewanż 🙂
No niestety, kompletnie nie chciała współpracować :/
Nie lubię jak coś mi ścieka po twarzy:) Lubię sobie z maseczką czytać książkę w wannie:)
No otóż to ! Nakładam i nie zastanawiam się czy mi coś kapie, cieknie i czy będę musiała się tego przypadkowo najeść :/
niestety a szkoda czesto takie kosmetyki okazuja sie bublami -.-
Ogólnie skład i firma naprawdę do mnie przemawiały, ale widać samorozgrzewające będę omijać szerokim łukiem :/ Dla porównania skuszę się chyba na czekoladową 😀
z okazji następnej paczki 😉 podeślę Ci odlewkę rozgrzewającego detoxa. Miodzio. I nic nie spływa 😉 i działa 😀
O mamusiu 😀 Ty kusicielko ! A co ja Tobie wymyślę ? 🙂
Hehe, ten opis maseczki ściekającej na bujne brwi jest przekomiczny 😀
No napewne się nie skuszę na takie atrakcje 😉
Cieszę się, że chociaż humor poprawiłam 😀
Rozgrzanie, ściekanie… to już wiem, że nie dla mnie.
Moim małym odkryciem stała się maska Zamian Gold Cacao Pack, a jaki ma zapach ♥
Oj jak mniemam po nazwie musi pachnieć obłędnie 😀 Niestety tej owsianej zdecydowanie nie polecam. Powinna mieć zdecydowanie bardziej treściwą konsystencję, aby pod wpływem rozgrzewania nie kapała z twarzy 🙁