W związku z tym, że wzięłam udział w akcji: „Październik miesiącem maseczek ” to prędziutko zaczęłam grzebać w moich kosmetycznych zapasach w poszukiwaniu maseczki, której jeszcze na blogu nie opisywałam. Traf chciał, że znalazła się jeszcze druga saszetka z dwu-paku AA. Kupiłam kiedyś dwie maski w promocji w Biedronce. Po raczej mało spektakularnych doświadczeniach z maseczką matująco – regenerującą AA byłam bardzo ciekawa maseczki intensywnie odżywiającej. Te maliny na opakowaniu działały na moją wyobraźnię 😀 Myślę, że nawet świetnie nawiązują do inicjatorki akcji – Maliny 🙂 Nie do końca jednak rozumiem ich ideę, ponieważ produkt nie zawiera żadnego ekstraktu z czyli Maliny właściwej.
Już po pierwszym zastosowaniu byłam z maski bardzo zadowolona, a po drugim nałożeniu mam pełny obraz.
Maseczka okazała się być świetnym ratunkiem dla mocno przesuszonej i podrażnionej skóry. Jej aksamitna, gęsta, kremowa konsystencja idealnie pokrywa całą powierzchnię skóry dając uczucie łagodzącego kompresu. Stosowałam ją na naprawdę mocno podrażnioną, łuszczącą się skórę, a nie powodowała pieczenia czy zaczerwienienia. Jestem skłonna stwierdzić, że raczej złagodziła wszelkie nieprzyjemne dolegliwości, z którymi nie poradziły sobie wszelkie kremy lipidowe i inne cuda jakimi przez kilka dni próbowałam się ratować.
![]() |
KONSYSTENCJA |
Bardzo dobrze odżywiła i wygładziła moją cerę. Cieszyło mnie przede wszystkim to, że skóra przestała się łuszczyć. Była miękka, naprężona i niesamowicie nawilżona. Dodatkowo nabrała zdrowego kolorytu. O taki właśnie efekt mi chodziło. Jedna saszetka ( 5 ml ) idealnie starcza na jednokrotne zastosowanie. Aplikowałam ją grubą warstwą na twarz i szyję. Dla mnie ilość w sam raz.
Maseczkę polecam przede wszystkim dla cer suchych. Ja mam mieszaną, ale tak jak wielokrotnie już mówiłam, kapryśną cerę. Raz przetłuszcza się jak szalona, innym razem jest przesuszona do bólu. Powoli dochodzę do wniosku, że zależy to od fazy cyklu w jakim się znajduję…
Maseczkę kupowałam w Biedronce. Za dwu-pak 2×5 ml zapłaciłam 2 zł, jednak słyszałam, że można znaleźć ją również w Naturce za 4 zł. Ja skuszę się na nią kolejny raz. W razie kolejnej, skórnej „awarii” będzie jak znalazł.
![]() |
SKŁAD |
Malinowa – super! Czytałam gdzieś całkiem inną recenzję na jej temat… Widocznie skóra miała inne potrzeby.
Ja z reguły stosuje maseczki z glinkami, ale przy moim ostatnim wysuszeniu potrzebowałam czegoś mega odżywczego i maska się sprawdziła. Do tłustej czy nawet normalnej cery może okazać się za ciężka. Może nie ma porywającego składu jednak już w pierwszej jego połowie występują takie składniki jak masło shea i olej arganowy. Mi uratowały pyszczek 🙂
co tam działanie, ważne, że malinowa 😀