Maski do włosów to mój konik – jak już pewnie wiecie. Moje włosy kochają dużo i dobrze zjeść 🙂 Dziś jednak postanowiłam napisać o dwóch produktach, które nie zapewniły im tego, czego bym oczekiwała – masce odbudowującej strukturę włosa Node S od Biodermy i masce fryzjerskiej do włosów kręconych curl passion od z.one concept. Nie spodziewajcie się jednak, że wyleje na nie wiadro pomyj gdyż to nie w moim stylu. To że dla mnie okazały się być niewystarczająco dobre to nie znaczy, że komuś innemu nie przypadły do gustu. Dziś jednak poznacie mój punkt widzenia.
Zacznę od maski Biodermy Node S gdyż z dwojga mocno średniego ( żeby nie powiedzieć złego ) to ona była mocniejszym ogniwem.
Maska zamknięta jest w klasycznej, miękkiej tubie, która dobrze stoi na zakrętce. Zamknięcie na zatrzask po pewnym czasie wyrabia się i ciężko je zamknąć, szczególnie mokrymi dłońmi. Konsystencji kosmetyku na pewno nie możemy nazwać treściwą. Jest raczej kremowa, „odżywkowa” i nałożona na zbyt wilgotne włosy z pewnością z nich spłynie. Plusa daję za piękny zapach, ogólnie kosmetyki Biodermy mają bardzo przyjemne kompozycje zapachowe. Nienachalne, kremowo-roślinne i po prostu ładne.
Kosmetyk z założenia przeznaczony jest do bardzo suchych, łamliwych i zniszczonych włosów. Ma odbudowywać strukturę włosa. Cóż, zapewnienia są wysokich lotów – włos to martwy wytwór naskórka, żywa jest tylko cebulka i to co raz zostało „na długości” uszkodzone, raczej w cudowny sposób się nie sklei. Można jednak odpowiednio dbać o włosy, nawilżać, pielęgnować, a będą one wyglądały na zdrowsze. Moje włosy nie są mocno uszkodzone, ale z natury są bardzo suche i po prostu bez nałożenia odżywki, maski, olejku nie mam co marzyć o pięknej fryzurze. Ufnie więc traktowałam je maską Node S licząc, że nawilży je i odżywi.
Sugerowane przez producenta 2-3 minuty można między bajki włożyć. Ba! Ja nawet po 10 minutach nie odczuwałam jakiejkolwiek pielęgnacji. Aby poczuć, że maska działa potrzebowałam 20 minut pod foliowym czepkiem. Wtedy faktycznie włosy czerpały coś z kosmetyku – poprawiało się ich nawilżenie, wydawały się bardziej mięsiste i gładkie. Nie był to jednak efekt wow – biorąc pod uwagę lubianą przeze mnie markę i mniej lubianą cenę ( ok. 60 zł ) liczyłam na coś więcej. Nawet wydajność okazała się być dość słaba, choć tutaj akurat wiele osób pewnie by ze mną polemizowało bo przy włosach prawie do pasa kosmetyku idzie stanowczo więcej. Owszem, ale np. takiej Bioetiki potrzebowałam 1/3 w stosunku do Node S.
Powrotem do maski nie jestem zainteresowana i ogólnie ostrożniej będę podchodzić do aptecznych produktów. Dla zainteresowanych skład poniżej – może macie jakieś wskazówki co poszło nie tak?
Zdecydowanie słabszym ogniwem duetu okazała się być maska, która już z nazwy powinna być wręcz stworzona dla moich włosów – fryzjerska maska do włosów kręconych od z.one concept rozczarowała mnie tak bardzo, że na długo będę miała uraz do opisu „curly passion”.
Podobnie jak Bioderma, maska z.one concept zamknięta jest w miękkiej tubie, która ma te same plusy i minusy co koleżanka wyżej.
Konsystencja maski jest bardzo lekka, raczej sklasyfikowałabym ją jako lekką odżywkę. Do szaleństwa doprowadzało mnie jej spływanie z włosów – musiałam naprawdę porządnie odciskać je w ręcznik i czekać z nałożeniem produktu, aby całość nie przeleciała mi przez palce. Zapach jest dość przyjemny, lekko owocowy, choć trąci sztucznością.
Nie będę pisać o zapewnieniach producenta, bo są one jedynie pobożnym życzeniem kręconowłosej – ” głęboko nawilża, eliminuje efekt pierzenia, nadaje elastyczność, gładkość, kształt lokom, a nawet optymalizuje przechowywanie wody we włosach”. Przykro mi nie w tym życiu, a przynajmniej nie na mojej czuprynie. Nie zależnie od tego czy trzymałam maskę 5 minut, 15 minut czy pół godziny – efekt i tak był mizerny. Za słabo nawilża, a co za tym idzie loki wcale nie mają ładnego kształtu, tworzy się smętny efekt siana i fryzura kompletnie nie współpracuje. Szkoda bo wiele innych produktów fryzjerskich od z.one concept naprawdę bardzo mi pasowało.
Skład maski narobił mi nadziei na dobre działanie, sporo ciekawych ekstraktów i olejków wysoko w składzie, a efekt taki mizerny.
Cena produktu to ok. 40 zł, nie jest to może zawrotna cena jak na produkt fryzjerski, ale zarówno działanie jak i bardzo niska wydajność zdecydowanie zniechęciły mnie do ponownego zakupu.
Jak tam Wasza pielęgnacja włosów na chłodne dni? Macie swoich ulubieńców?
Bardzo ciekawy blog 🙂
Dodaje do obserwowanych 😀
Zupełnie nie znam obu produktów. U mnie aktualnie hitem stała się silikonowa,drogeryjna odżywka Dove Oxygen & Moisture – jestem pod wrażeniem efektu wizualnego na włosach, dodaje objętości, wygładza, nawilża. Nie przepadam za produktami bez wartości odżywczych – aczkolwiek na zimę sprawdzi się idealnie, jako ochrona. Polecam 😉
Dużo dobrego czytałam o produktach Milk Shake, ale jak widać mają i słabsze propozycje. To ja już wolę Biovaxy i Kallosy. Tańsze, ale się sprawdzają 🙂
Nie uzywam masek do wlosow i w zasadzie nic poza szamponami. Nawet odzywki, a raczej serim stosuje sporadycznie i to tylko te bez splukiwania 😉
Muszę przyznać, że kompletnie nie znam tych masek ;(
Niestety nie miałam żadnej styczności z tymi maskami i póki co raczej nie będę miec 🙂