Będąc w temacie preparatów brązujących postanowiłam napisać o produkcie, którego używałam dotychczas. Jest to samoopalacz do twarzy i ciała firmy Dax Cosmetics. Używam go chyba od stycznia, oczywiście nie codziennie 🙂 Nie mam dobrych doświadczeń z samoopalaczami, nawet zwykłym balsamem brązującym potrafiłam zrobić sobie kuku, dlatego drżącą ręką zakupiłam ten produkt. Okazał się strzałem w dziesiątkę ! Używałam go do twarzy, szyi i dekoltu ( bo jakoś dziwnym trafem zawsze na twarzy mam jaśniejszą skórę niż na ciele ). Producent zapewnia, że nie zostawia smug i jest to szczera prawda. Bądź co bądź zawsze starałam się wmasować go bardzo równomiernie, jednak jak wiadomo, ciężko przewidzieć efekt. Na szczęście ten samoopalacz jest wyjątkowo delikatny. Pozwala na stopniowanie opalenizny. Po pierwszym użyciu ( ja zawsze stosowałam na noc ) już widać efekt, jednak nie jest to tandetna marchewka, lecz piękny, złocisty, bardzo naturalny kolor. Choć do niedawna opalenizna z tubki mnie nie przekonywała to teraz zmieniłam zdanie. Kosmetyk jest przyjemny w użyciu, ma dość rzadką konsystencję przez co szybko się wchłania, nie podrażnia skóry, nie wysusza i co najważniejsze nie zapycha porów. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że niweluje niedoskonałości ( ale może to tylko pozorny efekt, bo jak wiadomo skóra opalona wygląda zdrowiej ). Zwykle stosowałam go 2-3 razy do uzyskania pożądanego odcienia i odstawiałam na kilka dni. Opalenizna schodziła równomiernie nie tworząc nieestetycznych plam. Nie szczególnie podoba mi się zapach, jakoś tak lekko mnie drażni. Co do późniejszego zapachu, po wejściu w reakcję ze skórą – cóż, każdy kto używał tego typu produktów, wie, że wydzielają one dość specyficzną woń. Tak samo jest w tym przypadku. Właśnie z tego powodu stosowałam go na noc, aby rano umyć buźkę i się jej pozbyć. Osobiście jestem z niego naprawdę zadowolona, spełnił oczekiwania, choć były one dość wygórowane.
SKŁAD |
W naturce za 75 ml zapłaciłam ok. 12 zł.
Teraz zabieram się do testowania mojego arsenału z Ziajowego Sopotu 🙂
Agnieszka O napisał
nigdy nie używałam samoopalaczy, bo sądziłam, że nie rozprowadzę go tak, żeby móc później wyjść na ulicę ;p ale ten widocznie musi być dobry
obserwuję
JednoSpojrzenie napisał
Dzięki 🙂 Zużyłam w zasadzie całą tubkę ( mam jakieś resztki na dnie ) i naprawdę jestem zadowolona, a zwykle jak coś mi nie pasuje to szybko się z tym rozstaję 🙂
Agnieszka napisał
Ja również nigdy nie używałam samoopalaczy, ale chyba mnie przekonałaś, żeby wypróbować ten produkt 🙂
JednoSpojrzenie napisał
Dla mnie okazał się być strzałem w dziesiątkę. Teraz testuję Ziaję, zobaczymy czy będzie równie dobra 🙂
Naćka napisał
A ja mimo wszystko nie skorzystam z samoopalaczy… Gdzieś niedawno przeczytałam, że nie działają zbyt dobrze na skórę, a na zdrowiu chyba zależy mi bardziej niż na opaleniźnie. Ale dobrze wiedzieć, że są takie, dzięki którym nie będziesz wyglądać jak dziwny człekopodobny stworek ^^
JednoSpojrzenie napisał
Przyznam, że nigdy nie słyszałam o tym, że są szkodliwe. Zawsze raczej krzyczą żeby korzystać z samoopalaczy zamiast słońca i solarium. Ja ogólnie maniaczką opalenizny nie jestem, ale zdarzają się dni, ze po prostu muszę…
Naćka napisał
Tu możesz trochę na ten temat poczytać:
http://kobieta.wp.pl/kat,26377,title,Samoopalacze-moga-powodowac-raka-i-wady-plodu,wid,14783769,wiadomosc.html?ticaid=1f284
Przede wszystkim artykuł dotyczy opalania natryskowego, ale wydaje mi się, że w pewnym stopniu może dotyczyć również i samoopalaczy w kremach, ponieważ tak jedne i drugie zawierają dihydroksyaceton.
JednoSpojrzenie napisał
Dzięki bardzo Kochana, dziś już jestem fajtnięta po egzaminie ( ale kobitka szybko sprawdziła i zdałam na 4 więc mi troszeczkę skrzydełka się podniosły ), ale jutro z pewnością przeczytam. Tak btw to ileż my wcieramy w siebie chemii… czasami jak czytam składy to sama mam ochotę przywalić sobie w łeb.
Naćka napisał
Gratuluję 4 ^^ to taka najlepsza ocena – solidna, wiadomo, że się na nią zasłużyło i dodatkowo trzyma na duchu 😀 5 to chyba tylko z tego, czego czujemy się najlepsi ^^
To, że większość to same chemikalia to jedno. Gorsze dla mnie jest to, że przy stawianiu pierwszych kroków w doborach kosmetyków większości nazw składników nie rozumiemy, bo oczywiście składu po polsku nie ma. Dopiero z czasem uświadamiamy sobie, czym żywimy skórę i to oświecenie dopiero jest przerażające…
A później wracamy normalnie do zakupów 😉
JednoSpojrzenie napisał
Przyznam, że jechałam na ten egzamin z duszą na ramieniu i byłam przekonana, że nic z tego ( ciężki materiał do opanowania + lekko nieobliczalny prowadzący ), dlatego jak po powrocie zobaczyłam, że tak szybko został sprawdzony i mam 4 to nie mogłam uwierzyć.
Co do kosmetyków i ich składów to przyznam, że jeszcze parę lat temu kompletnie nie zwracałam na to uwagi, teraz czytam i np. staram się eliminować kosmetyki z parabenami. Wiadomo, nie zawsze się to udaje. Dziś kupiłam sobie zachwalany puder babydreama z rossmanna, dziewczyny pisały, ze używają go również do twarzy ( szczegół, że jego głównym składnikiem jest talk, który zapycha pory ), zapewne nie wytrzymam i też spróbuję. Czasami poprostu muszę przekonać się na własnej skórze 😀