Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że mamy już wrzesień 🙂 Otwarcie przyznaję – nie przepadam za latem, spośród wszystkich pór roku tę lubię najmniej. Może gdy wreszcie wyprowadzę się do swojego domku na wsi to pokocham 30 stopniowe upały. Tymczasowo, mieszkając w bloku na ostatnim piętrze jestem na jedno wielkie nie. Szczególnie gdy moja skóra może wyglądać jak po wakacjach nawet w środku zimy. Z wielką przyjemnością zapraszam Was na kilka słów o serii brązującej Luxury Bronze od Kolastyny.
Cała seria wyróżnia się nie tylko zachęcającym opakowaniem, ale również fantastycznym zapachem masła kakaowego. Wiele razy zapachy czekolady okazywały się wtopą bo były sztuczne i mdłe. Tutaj jest naprawdę słodko i przyjemnie, sama aplikacja jest więc niezłym relaksem.
Chyba pierwszy raz nie mam swojego faworyta bo wszystkie trzy produkty spełniły moje oczekiwania. Zacznę może od samoopalacza w kremie – założenia do twarzy i ciała, ale ja używałam go tylko w tym pierwszym celu. Zgrabna tubka zamykana na zatrzask mieści 75 ml produktu.
Konsystencja jest leciutka, bardzo szybko się wchłania i pozostawia jedynie delikatny film. Powiem szczerze, że nigdy nie przykładałam się szczególnie do nakładania kremu. Owszem – wmasowywałam do wchłonięcia, ale w sposób podobny jak każdy inny krem. Nigdy nie zrobiły mi się smugi czy ciapki.
Krem pozwala na uzyskanie pięknej, naturalnej opalenizny. Moja wersja do ciemnej karnacji nie ma w sobie pomarańczowych podtonów. Z drugiej strony efekt nie jest komiczny czy przerysowany. Dla uzyskanie naprawdę konkretnego zbrązowienia skóry potrzeba 3 aplikacja. Ja z reguły stosowałam krem dwa dni z rzędu, na noc. Potem kilka dni przerwy. Opalenizna bardzo równomiernie się zmywa. W dowolnym momencie możemy nałożyć kolejną porcję produktu.
Początkowo w składzie przeraziła mnie parafina, której nie mogę w większych ilościach stosować na twarz. Na szczęście tego produktu nie stosujemy na wciąż, a z przerwami więc nie zdążył zapchać mojej trądzikowej cery.
Jestem bardzo zadowolona z tego samoopalacza i wiem, że zostanie ze mną na dłużej.
Przejdźmy do produktów do ciała. Najpierw coś dla osób bez wprawy w nakładaniu kosmetyków opalających. Balsam brązujący Luxury Bronze od Kolastyny to świetny produkt także dla początkujących. Moja tuba z gratisem mieściła 250 ml kosmetyku. Wygodne zamknięcie na zatrzask i stabilność są nieocenione podczas aplikacji.
Kosmetyk ma formułę typową dla większości balsamów – niezbyt gęstą, ale też nie za rzadką. Łatwo daje się nałożyć, szybko się wchłania, a jednocześnie pielęgnuje i wygładza skórę. Nawet największy laik nie powinien zrobić sobie nim plam. Opalenizna pojawia się stopniowo, co prawda następnym razem będę szukać wersji do ciemnej karnacji, ale ta do jasnej również nie robi pomarańczówki. Najlepszy efekt uzyskuje się po ok. 3 dniach aplikacji. Podobnie jak w przypadku samoopalacza do twarzy, opalenizna zmywa się powoli i równomiernie.
Skład – jak to w tego typu produktach, choć uważam, że i tak zafundowali mu ciekawe dodatki w formie ekstraktów.
Na deser produkt do zadań specjalnych – samoopalacz w sprayu. Temu produktowi trzeba poświęcić już nieco więcej uwagi przy aplikacji, gdyż porządna opalenizna pojawi się już po pierwszym razie.
Butelka z aplikatorem w formie sprayu mieści 150 ml kosmetyku. Pompka działa sprawnie aczkolwiek żeby pokryć całe nogi trzeba się nieźle napsikać.
Konsystencja to wodniste mleczko, które bardzo szybko wnika w skórę. Trzeba więc powoli i umiejętnie je aplikować. najlepiej etapami. Pamiętajcie o tym, aby szczególną uwagę poświęcić na tak newralgiczne punkty jak palce u stóp, pięty, kostki czy kolana. Kluczem jest naprawdę dobre wmasowanie produktu. Warto też przez jakieś 15 minut po aplikacji nie zakładać ubrań.
Jeśli spray zastosujemy na noc to gwarantuję, że rano Wasze nogi będą wyglądały jak po kilku dniach na plaży.
Dla zainteresowanych skład poniżej.
Wiem, że wiele osób ma wątpliwości natury technicznej czy też zdrowotnej odnośnie stosowania kosmetyków samoopalających. Nikogo na siłę nie będę do nich przekonywać. Uważam jednak, że dobrze dobrane i właściwie zaaplikowane, są lepszym wyborem niż godziny na słońcu czy minuty w solarium. Wielkim atutem Kolastyny jest również wyjątkowo mało wyczuwalny zapach „po”. Jak wszyscy wiemy, kosmetyki samoopalające wchodząc w reakcję ze skórą powodują ten charakterystyczny smrodek. Mam porównanie z wieloma samoopalaczami zaręczam, że te śmierdolą o wiele mniej.
Jaki jest Wasz stosunek odnośnie kosmetyków samoopalających? Lubicie dodawać sobie w ten sposób trochę koloru?
Anonimowy napisał
Kupiłam ten balsam bo wypatrzyłam go kiedyś u Ciebie w nowościach. Sprawdził się u mnie rewelacyjnie, w ogóle nie było tego smrodu po kilku godzinach! Dzięki 🙂
PS. Uwielbiam Twoje zdjęcia – są absolutnie wyjątkowe. Nikt nie ma takiego klimatu.
Pozdrawiam
Matylda
JednoSpojrzenie napisał
Bardzo bardzo dziękuję – jest mi niesamowicie miło, a ja zawsze mam straszny kompleks ze zdjęciami 🙂
Ania Wanna napisał
Nie powiem że perspektywa tego 2 samoopalacza mnie nie kusi 🙂 Nie lubię słońca a dzięki temu nikt nie powie że jestem blada 😉
JednoSpojrzenie napisał
Ja uwielbiam szczególnie na nogi 🙂
Kosmetyczne Pudełko napisał
Polubiłam się z tymi kosmetykami, chociaż wcześniej nie używałam samoopalaczy.
JednoSpojrzenie napisał
Ja w sumie samoopalaczy używam od lat, ale te obecne są o niebo lepsze niż te, które pamiętam jeszcze sprzed kilku lat 🙂
Anna PoMężu napisał
Lubię kosmetyki brązujące i samoopalające 🙂
JednoSpojrzenie napisał
No to witam w klubie 🙂
żaneta serocka napisał
ja uwielbiam kosmetyki, które dają efekt skóry muśniętej słońcem, w ogóle nie opalam się w sposób tradycyjny
JednoSpojrzenie napisał
Ja też bardzo rzadko, nie mam ku temu warunków – a takie leżenie plackiem jest dla mnie nie do wytrzymania bo jestem typem, który ciągle musi coś robić 🙂
Monika St napisał
No fajniusie te produkty, u mnie w moich zbiorach bardzo mało tego typu kosmetyków ale nie powiem ze ich nie lubię 😉 Teraz idzie jesień to może trzeba i sobie jakiś fajny opalacz sprawić 😉
Kinga Gorzela napisał
Ja nie opalam się na słońcu, więc czasami sięgam po takie specyfiki 🙂 Tej serii nie miałam, a teraz stosuję samoopalacz Succinite 🙂
Moon. napisał
Przydają się takie produkty.
Nie znajoma napisał
Możecie mi powiedzieć,co mam zrobić aby moja opalenizna wykonana czy to balsamem brązującym czy samopalaczem,nie schodziła ja brud?
Megly napisał
Mi jakoś niespecjalnie nigdy przeszkadza moja "bladość" w miesiącach mniej słonecznych. Kiedyś próbowałam tego typu produktów, ale się zniechęciłam. Może jeszcze kiedyś do nich powrócę 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu 🙂
Inga B. napisał
Ja właśnie wróciłam z wakacji, trochę się opaliłam i już czekam kiedy to zejdzie 😛 Nie lubię u siebie opalenizny, przed słońcem chowam się gdzie mogę i nie korzystam z tego typu kosmetyków 🙂
Filiżanka Szczęścia napisał
Uwielbiam ten balsam brązujący. Ładny naturalny efekt i zapach 🙂
Anna Ka napisał
Ja nie przepadam za kosmetykami samoopalającymi. Głównie przez robienie smug, nie potrafię zaaplikować produktu równomiernie. Chyba jeszcze z żadnym samoopalaczem mi się nie udało ;), no i ten smrodek. Wolę krótkie słoneczko (mnie szybko opala).
Pietrucha20 napisał
Mam w swojej gromadce kosmetyków tylko jeden bronzer/samoopalacz – i jakoś boję się go użyć, ze pozostawi mi plamy ; p
Gobli.pl napisał
Kiedyś stosowałam samoopalacz ale nie działał za dobrze i pozostawiał smugi (nie pamiętam marki).. Po Twojej recenzji wypróbuję ten z kolastyny, mam nadzieję że się nie zawiodę, i podobnie nie lubię się opalać, nawet na moim podwórku na wsi gdzie mogę chodzić w bikini całe wakacje 😛 Po prostu nie lubię uczuć, które mnie trzymają podczas opalania.. 😀 Dzięki i pozdrawiam 🙂
KarolinaSnowarska napisał
Luxury Bronze jak i ten zwykly brazujacy balsam to ogolnie tragedia…bardzo brzydko pachna jak samoopalacz albo skora po solarium;( bardzo sie zawiodlam i juz nigdy nie kupie
Pozdrawiam
Zapraszam do mnie : http://snowarskakarolina.blogspot.com/
PS: Obserwuję i liczę na rewanż