Jestem wielką fanką kredek do oczu. Z reguły to właśnie na nich opiera się mój codzienny makijaż. Dobrze czuję się z grubszą, kolorową kreską. To szybki sposób na podkreślenie oczu nawet gdy bardzo się śpieszę. Do niedawna miałam bardzo pokaźną kolekcję tego typu produktów, jednak nie wszystkie spełniały moje oczekiwania. Wiele posłałam dalej w świat. Tak stało się z jedną z dwóch kredek Oriflame.
Już dawno temu zauważyłam, że produkty z tej samej linii często bardzo się od siebie różnią np. lakiery do paznokci z Avonu. Tak jest również w przypadku kredek Very Me z linii Double Trouble Oriflame – podczas gdy odcień Goddess Green sprawdza się naprawdę zadowalająco to Electric Purple okazał się być nie do zaakceptowania.
Ale po kolei, zacznijmy od tej lepszej strony czyli od odcienia Goddess Green.
Są to dwa odcienie zieleni – klasyczna trawka i śliczny jasno – morski odcień, który szczerze uwielbiam. Świetnie podkreśla moją brązową tęczówkę. Odcienie są lekko metaliczne co akurat bardzo mi odpowiada.
Kredka jest miękka, ale nie za miękka. Dobrze rozprowadza się na powiece i trzeba przyznać, że trzyma się cały dzień. Nie rozmazuje się, a kolor nie gaśnie. Czasami jednak lubi odbić się w załamaniu powieki, dlatego warto ją lekko przypudrować.
Ogólnie jednak jestem z niej bardzo zadowolona, tym bardziej, że w promocji zapłaciłam za nią ok. 10 zł, aktualna cena to chyba 12 zł za 1,38 g.
Zachęcona zakupem Goddess Green zdecydowałam się na odcień Electric Purple. Bardzo lubię wszelkie odcienie fioletu, dlatego myślałam, że zaprzyjaźnię się z nią bardziej niż z wersją zieloną. Nic bardziej mylnego. Kredka okazała się być hmmm… tępa 😀 Sucha, trudno rozprowadzała się na powiece. Trzeba było mocno przyciskać, aby pojawił się kolor. Co do koloru… tutaj przeżyłam ogromne rozczarowanie. Na oko wydawał się być niezły, na ręku po mocnym potarciu kredką również nie ma tragedii, jednak na powiece wyglądał na szaro-siny. Kompletnie nie widać, że to fiolet. Kolor szybko blaknie i ostatecznie wygląda to naprawdę nieestetycznie. Dodatkowy minus za to, że kredka nie aplikuje się jednolicie, ale tworzy w jednym miejscu zgrubienia, a w innym prześwity. Jest raczej matowa, bez delikatnego błysku jak w Goddess Green. Umalowałam się nią 3 – 4 razy i posłałam w świat razem z kompletem innych kosmetyków.
Choć miałam ochotę jeszcze na niebieską i złotą kredkę to skapitulowałam. Wolę nie ryzykować, że znów okaże się bublasta, dlatego niestety nie mogę zaprezentować Wam jej na powiekach :/
Goddess Green używam nadal z wielką przyjemnością.
Wczoraj zamówiłam sobie również w Oriflame fioletową kredkę z linii Sparkle in Paris. Mam nadzieję, że tym razem nie okaże się być tak kiepska jak ta z linii Very Me 🙂
A jakie są Wasze ulubione kredki o ile w ogóle je lubicie ?
Moje ulubione to nadal kredki z essence 🙂
Te zielenie są śliczne 🙂
A teraz szybciutko do mnie, zgłaszać się do konkursu! 😀
Właśnie analizowałam czy w ogóle mam szanse hehe
Kolory fajne, ale oczy to masz śliczne!
Pozdrowienia:))
Ojej – dzięki 😀
Piękne oczy w pięknej oprawie – mnie też szczególnie urzekły te zielenie..lubię kreski ale jestem raczej konserwatywna i ograniczam się do czerni i brązu ale ostatnio obserwuję tendencję zmienną i wprowadzam szarości 🙂
ta 1 ma ladny kolor 😉
Osobiście korzystam tylko z czarnych kredek (najmilej wspominam tę od Avonu Professional czy jakoś tak), ale i to już rzadko. Teraz mój makijaż oczu to korektor (co by cienie pod powiekami ukryć) i tusz do rzęs (co by były jeszcze dłuższe i grubsze).
Mam Mocha Loca z tej serii i uwielbiam ją! Czasami gdy mam mniej czasu to wykonuję tą kredką cały makijaż oka (+ tusz) 🙂
Dawno temu namiętnie używałam kredek z Oriflame, moją ulubienicą był śliwkowy kolor o nazwie Silver Prune czy jakoś tak.
Lubisz kredki żelowe? jeżeli tak, to polecam z Avonu SuperShock albo droższe ale dużo lepsze jakościowo z Gosha 🙂
Lubię, mam z Avonu Golden Fawn czy cuś takiego, pisałam kiedyś o niej na blogu – bardzo się lubimy 🙂
Mam kilka eyelinerów z tej serii i bardzo się z nimi polubiłam 🙂