Gdy kupowałam wosk Goose Creek Staying Home, nie miałam pojęcia o dwóch rzeczach – że nazwa będzie tak prorocza i że będzie to taki hicior!
Miałam napisać o nim już jakiś czas temu, ale najpierw zamordowały mnie zatoki, a potem jelitówka… Stąd też chwilowa cisza na blogu. Na szczęście wracam do życia i wreszcie mogę się o nim wyprodukować. Dla mnie to zdecydowania ścisła czołówka zapachowa ever!

Goose Creek Staying Home – co mówi producent?
Zapach spokoju i relaksu w domowym zaciszu. Połączone w kompozycji zapachowej nuty bursztynu, bergamotki, wanilii, cytrusów i kaszmiru zapewnią idealne warunki do komfortowego wypoczynku.
I choć bardzo, ale to bardzo lubię się kłócić z opisami producentów, tak tym razem jest prosto, esencjonalnie i zgodnie z prawdą.
Nuty zapachowe
- Głowa: bursztyn, bergamotka
- Serce: wanilia, mandarynka
- Baza: kaszmir, paczula, drzewo sandałowe

Goose Creek Staying Home – moje odczucia
Zacznę od tego, że przede wszystkim poleciałam na etykietę. Kupowałam go wczesną jesienią – ten koteł wyglądający przez okno, szary kolor wosku, sprawiały, że miałam takie „warm&cozy” skojarzenia. Gdy w nutach zapachowych zobaczyłam paczulę, kaszmir, bursztn i drzewo sandałowe to od razu wiedziałam, że to moje klimaty.
Ta czwórka sprawia, że zapach jest ciepły, otulający, zdecydowanie intensywny i szybko wypełniający pomieszczenie. Wanilii jak zwykle się obawiałam, ale na szczęście nie słusznie – pięknie dodaje kompozycji słodyczy i podbija moc, ale absolutnie nie gra pierwszych skrzypiec. Dodatek mandarynki i bergamotki okazał się być rewelacyjną decyzją – podobnie jak wanilia, nie wybijają się na pierwszy plan, ale nadają subtelnej czystości i świeżości. Dzięki temu kompozycja nie jest mdła, ale mistrzowsko relaksująca i błoga.
Gdybym miała być tak zupełnie szczera to po prostu marzę o takich perfumach! Nic tylko wskoczyć pod ciepły kocyk, miziać kotełka, popijać ciepłą herbatkę i czytać fantastyczną książkę. Wiem, że za rogiem wiosna i powinnam lecieć z tymi wiosennymi nowościami, ale biorąc po uwagę, że jeszcze dziś rano padał u mnie śnieg, Goose Creek Staying Home to mój idealny wybór.

Wosk i świeca robią się już coraz słabiej dostępne, ale możecie ich wypatrywać np. na American Candle.
bardzo kusząca recenzja, mnie też przekonuje ten kot patrzący za okno, mam nadzieję, że uda mi się jeszcze gdzieś upolować
Też bym poleciała na tą etykietę 😀 śliczna jest!
Dawno temu już miałam coś z tych wosków, ale zapach był inny i nawet nie pamiętam już nazwy 🙂
Nie umiem wypowiedzieć się na temat zapachu bo… Nie umiem go sobie wyobrazić. Tak samo jak czytam o perfumach – muszę sama poczuć bo opis nic mi nie mówi. Dlatego chyba też nie jestem przekonana do wosków, chociaż czasami jakiś powącham w sklepie 🙂
uwielbiam świece i woski, z tą marką miałam już krótką przygodę ale z pewnością jeszcze wrócę do ich produktów, piękne zdjećia
Ja już mam dość hasła „stay home” i najchętniej cieszyłabym się podróżami oraz pełną swobodą – ale skoro trzeba zostać w domu to najlepiej zrobić to w towarzystwie takiego cudnego zapachu 🙂
Teraz chyba każdemu przydałoby się trochę relaksu 🙂
Mmmmm ❤️Już go chcę! Kocham piękne zapachy w domu.
Marzy mi się taki spokojny wieczór:). i ten zapach też:).
Nazwa bardzo na czasie 😉
Bardzo mnie ciekawi zapach.
P. S. Robisz boskie zdjęcia ❤️
Uwielbiam woski zapachowe 🙂 ostatnio u mnie świeże zapachy 🙂
Ten zapach wydaje sie interesujący;)
zastanawiam sie, czy paczula i drzewo sandałowe nie są zbyt ciężkie, ale ogólnie zapach mnie kusi 🙂