Sama w to nie wierzę, ale w listopadzie dzielnie zbierałam moje „pustaki”, żeby wreszcie zrobić na blogu denko. Nigdy nie miałam do tego cierpliwości i przez prawie 7 lat blogowania, pisałam o zużyciach może ze 2 razy… W sumie jednak to fajne i mobilizujące, z drugiej strony jak tylko coś mi nie do końca pasuje to zaraz wynoszę to mamie, więc trudno pokazać „zużyłam” jak nie zużyłam i nawet nie mam ochoty o tym pisać. Zauważyłyście, że o fajnych produktach to pisze się jakoś tak lekko i przyjemnie, a jak najdzie mnie na pisanie o bublu to męczę i męczę i męczę… dziś na szczęście męcząco nie będzie no bo… zużyłam! 🙂 I wybaczcie zdjęcia, ale już naprawdę nie mogłam się powstrzymać – dawno tak nie cieszyłam się na święta jak w tym roku 🙂
Denko nie będzie jakieś szalone, ale zużyte szczoteczki do zębów już sobie darowałam 😛
Zacznijmy od twarzy, bo tutaj mamy jednej z produktów, który budzi bardzo sprzeczne emocje.
Bartos krem do twarzy Apple Queen – to właśnie o nim mowa. Niby w słoiczku, a jednak air-less, aplikujemy przez naciskanie wieczka. Zużyłam go do ostatniej kropelki. Bogata konsystencja, krem dość ciężki, z mnóstwem ekstraktów i olejów. Dlaczego wiele osób go krytykuje? Ponieważ to kosmetyk nie dla każdego i nie na każdą pogodę. Ja zaczęłam go używać pod koniec lata i faktycznie, był ciut za ciężki przy 25 stopniach. Natomiast gdy zrobiło się chłodniej był idealną kołderką dla skóry. To jest krem mocno emolientowy, jako właścicielka skóry z mocno widocznymi porami muszę powiedzieć, że tego typu produkty bardzo je uwidaczniają. Nie jest to wina tego konkretnego kosmetyku, a każdego o podobnej formule. Jednak dzięki temu, że pozostawia na skórze okluzyjny film, pięknie współpracował z podkładem mineralnym. Jak magnes przyciągał go, pięknie stapiał ze skórą i dawał naturalny glow. To bardzo dobry kosmetyk do cery suchej, dojrzałej i wymagającej. Dobrze nawilża i chroni przed np. wiatrem. Ja jestem na tak.
Oriflame Ecobeauty krem pod oczy – pełną recenzję znajdziecie klikając w nazwę. Ja mogę tylko dodać, że to bardzo przyjemny, lekki krem pod oczy. Idealny na ciepłe dni, dobrze sprawdzający się jako baza pod makijaż. Wielki plus dla Oriflame za stworzenie linii z eco certem i składnikami fair trade.
Roge Cavailles Aksamitny olejek do kąpieli i pod prysznic – rzadko piszę o żelach pod prysznic no bo wysmarowanie 3 stronicowej epopei na temat myjadła bywa trudne. Ten olejek jednak ubóstwiałam całym sercem. Ba! Nawet mój mąż, po pierwszej kąpieli z jego udziałem ( olejku, nie męża niestety ) pytał „co tak pachnie? nowy wosk? nieee to Tyyy!”. Tak jest proszę Państwa, jeśli lubicie po kąpieli pachnieć do rana, to ten produkt Wam to zapewni. Dobrze się pieni, nie wysusza, jest bardzo wydajny, a do tego ma tak obłędny zapach, że mogłabym jak w transie powtarzać „pachnę, pachnę, pachnę…”. Dobry nie tylko na weekendy w rytmie „leżę i pachnę” 🙂
Biolaven żel myjący do twarzy – leciutki, średnio pieniący, pachnący winogronami. Z pewnością nie do zadań specjalnych. Bardzo przyjemny do porannego oczyszczania twarzy, dobrze zmywa lekki makijaż mineralny, ale z turbo tapetą – no way. Mimo wszystko zużyłam dwa opakowania i jestem zadowolona, bo jest bardzo delikatny.
Wellaflex pianka do włosów Fullness For Fine Hair – sorry, że zdjęcie bez korka, ale moje dziecko mi zgubiło. Kiedyś kradł pies, więc był czas przywyknąć… W każdym razie, piankę dostałam do testów bodajże z ofeminin.pl – tak, należę do tego nielicznego grona osób, które jej używają. Moje loki bardzo się z nią lubiły, fajnie je kręciła, nie puszyła, nie zostawiała kłaczków. Moim zdaniem naprawdę udany produkt do stylizacji.
Biovax maseczka do włosów intensywnie regenerująca i pogrubiająca – i tutaj nie mam zdania. Dlaczego? Bo doprowadziłam moje włosy do takiego stanu, że już nic im nie pasowało. Teraz z pomocą napieknewlosy.pl i grupy Curly Hair Project wracam poskromienia moich loków. Maska ogólnie fajnie nawilżała, nie obciążała i nie puszyła mi włosów. Myślę, że wrócę do niej w przyszłości, żeby lepiej sprawdzić jej moc.
A jak tam u Was w listopadzie? Na bogato ze zużyciami, czy może szał nowości?
Gratuluję zużyć – ja w listopadzie też ma ich sporo 🙂
Cieszę się, że wreszcie nie wyrzuciłam pustaków 🙂
Wow, super zużycia 🙂 U mnie raczej obfitują nowości 🙂
Patrząc na stosunek zużyć do nowości, to faktycznie u mnie też przodują 🙂
kurcze nic z tego nie znam 😉
ja za to męczę zdjęcia do posta z nowościami.
Ja robiłam już prawie po ciemku dlatego co jedno to gorsze 🙁
U mnie listopad wyjątkowo obfitował w zużycia. Muszę usiąść i je opisać 🙂
Gratuluję denka i… liczę na więcej 😀 A przede wszystkim częściej 😀
Hahaha ok mam nadzieję, że się uda 🙂
O matko, ładne zużycia 😀 ja mam zawsze z tym problem by dokończyć produkty. Może taka akcja denko by mnie do tego zachwyciła 😀
U mnie jakoś tych zużyć nie widać. Używam i używam i używam, a potem zapominam odłożyć do denka 🙂
Właśnie ja jestem dumna bo pierwszy raz od wieków trzymałam 🙂
U mnie mega się sprawdzała ta maska z Biowaxu i muszę po nią sięgnąć ponownie :D. Żel z Biolaven zupełnie mi nie przypadł do gustu, dla mnie śmierdzi 😛
O jaa a ja tak lubię jego winogronowy zapach 🙂
wspaniałe zużycie 🙂 bardzo lubiłam kiedyś ten żel z Biolaven, super zmywał makijaż, czyli takie 2w1! Bardzo tęsknię za jego zapachem. Ale nieco lepiej do demakijażu sprawdza mi się olej jojoba 🙂
No niestety one do demakijażu dla mnie też są za słabe. Do mocnej tapety używam olejku do OCM z Nacomi.
Krem z Bartos miałam w wersji do cery wrażliwej i bardzo byłam z niego zadowolona. A żel faktycznie pachniał cudnie – był moim ulubieńcem 🙂
No ten żel totalnie wymiata, zapach jest obłędny.
Krem Bartos będę musiała kupić 😛