Azjatycka pielęgnacja zawróciła w głowie nie jednej kosmetykomaniaczce. Na blogach można znaleźć recenzje coraz nowszych i coraz ciekawszych produktów. Nie można odmówić im pomysłowości – choć uważam, że nasze, polskie kosmetyki stoją naprawdę na wysokim poziomie to Korea jednak kupuje mnie nie tylko swoimi wielokrotnie bajkowymi opakowaniami, ale również działaniem. Owszem, nie wszystko należy łykać w ciemno dlatego gdy dostałam do przetestowania kosmetyki Cremorlab, zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Marki nie znałam nawet ze słyszenia. Jak już nie raz wspominałam, moja skóra w ciąży ciągle domagała się nawilżenia, Cremorlab zostało więc rzucone na głęboką wodę. Jak sprawdziła się esencja, serum, krem i maski płachcie z wodą T.E.N. której unikatowe właściwości potwierdza rząd Korei i Centrum Medyczne? Zapraszam na mini przegląd 🙂
Woda T.E.N. to nie jakiś „wynalazek”. Zawiera ponad 10 różnych rzadkich minerałów, takie jak: wapń, magnez, potas, które wspomagają skórę w procesie absorbcji składników odżywczych przez co poprawiają elastyczność skóry. Woda ta zawiera także silne przeciwutleniacze w postaci wysokoskoncentrowanych pierwiastków – selenu, wanadu i germanu.
Nie ukrywam, esencja to było coś co ucieszyło mnie od pierwszej chwili. Od dawna chciałam przetestować tego typu produkt i zobaczyć w czym tkwi ten słynny fenomen koreańskich esencji i dlaczego do jasnej ciasnej są tak drogie?
Esencja mieści się w prostej, zakręcanej butelce. Design produktów Cremorlab niesłychanie mi odpowiada, ale przecież nie o ładną buteleczkę tu chodzi.
270 ml zdaje się, że starczy mi jeszcze na kilka miesięcy bo konsystencja esencji to po prostu woda – wylewam odrobinę w zagłębienie dłoni i wklepuję w twarz. Choć jej cena w aurashop to 199 zł to biorąc pod uwagę kilkumiesięczną wydajność, nie jest to wielki dramat a raczej większy, jednorazowy wydatek.
Zapach lekko trąci bułgarską różą, ale to jest tylko lekka mgiełka. Gdybym nie doczytała co to, to pewnie uznałabym ją w zasadzie za bezzapachową. Po aplikacji, esencja szybko się wchłania pozostawiając cerę chłodną i świeżą. Nie ukrywam, że przez pierwsze kilka aplikacji byłam lekko zawiedziona. Nie czułam żadnego efektu – ot zwykłe odświeżenie jak po toniku. Z biegiem czasu zaczęłam jednak dostrzegać, że moje pory mocno się zwęziły. Okolice nosa, które zawsze miały problem z nadprodukcją sebum stawały się ukojone. Dodatkowo koloryt cery zaczął się wyrównywać, a jednocześnie cera stawała się jędrniejsza. To dopiero miesiąc w towarzystwie esencji, ale śmiem podejrzewać, że będzie jeszcze lepiej.
Serum zamknięte jest w klasycznej buteleczce z pompką. Miałam przed nim najwięcej obaw ponieważ wysoko w składzie ma alkohol denat. i silikony. Jego konsystencja jest bardzo lekka, ale jednocześnie „śliska”. Łatwo rozprowadza się na twarzy i szybko wchłania pozostawiając jednak lekki, wyczuwalny filtr. Zapach praktycznie niewyczuwalny.
Muszę przyznać, że z tego produktu jestem mniej zadowolona. Moja cera nieszczególnie się z nim polubiła, była jakby ciut przeciążona. Polecane jest do suchej skóry, ale alkohol tak wysoko w składzie może działać różnie. Z jednej strony jest nośnikiem substancji aktywnych, z drugiej niestety może wysuszać. Po kilku aplikacjach dałam sobie spokój bo dodatkowo któryś ze składników zaczął mnie lekko uczulać. Po prostu z moją cerą się nie dogadało.
Nigdy nie lubiłam się z kremożelami, ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Opakowanie jest wręcz gigantyczne – 100 ml mega wydajnego produktu, z dołączoną szpatułką. Wystarczy odrobina na całą twarz. Mam wrażenie, że w kontakcie ze skórą, krem zamienia się w wodę. Ekspresowo się wchłania i naprawdę bardzo dobrze nawilża.
Zapach podobny jak reszta serii, niby ciut czuć różę, ale to dosłownie lekka mgiełka.
Krem dzięki swoim wyjątkowo dobranym ekstraktom może być stosowany do każdego rodzaju cery. Ma właściwości głęboko nawilżające, przeciwzmarszczkowe, a jednocześnie działa antytrądzikowo.
Bardzo dobrze sprawdza si pod makijaż, szczególnie przy klasycznych podkładach. Pomaga utrzymać zdrowy mat i nadaje cerze aksamitność. Moim zdaniem skład jest dużo lepszy i ciekawszy niż w przypadku serum. I kolejny raz choć cena jest wysoka, to pojemność i wydajność przemawiają na jego korzyść.
Maski w płachcie Cremorlab są mocnym punktem firmy – dobrze skrojone, bardzo mocno nasączone, dobrze trzymające się twarzy. Każda nawilża bardzo intensywnie. Po zmyciu resztek czujemy, że cera odzyskuje swoją sprężystość. Wersja White Bloom ładnie wyrównuje koloryt i dobrze sprawdza się przed makijażem.
Herb Tea przypadła mi do gustu najbardziej – z jednej strony koi rozdrażnioną skórę, z drugiej ładnie domyka pory i wyraźnie oczyszcza. Bardzo fajnie sprawdziła się u mnie po szpitalu, kiedy cera z jednej strony była totalnie wysuszona, a z drugiej w okolicach nosa i brody miałam strasznie zapchane sebum pory.
To najbardziej uniwersalna z maseczek – nawilża i odżywia cerę. Daje świetny, delikatny efekt rozświetlenia. Dobrze sprawdza się w przypadku mocno wysuszonej cery.
Każda z maseczek to koszt 19,90 zł.
Jestem bardzo ciekawa również kremu pod oczy i maseczki bąbelkującej, ale Wam w szczególności mogę polecić esencję i krem, gwarantuję, że będziecie zachwycone 🙂
Lubicie koreańską pielęgnację? Macie swoje ulubione marki?
Siouxie napisał
Przepiękne zdjęcia – az się miło na nie patrzy. Bardzo zaciekawiły mnie te kosmetyki a o marce słyszę po raz pierwszy!!!
JednoSpojrzenie napisał
Ojej, dziękuję, ja zawsze się na nie tyle namarudzę :/
czarnulkaa napisał
marki zupełnie nie znam 🙂
super, że już wróciłaś do blogowania 🙂
JednoSpojrzenie napisał
Staram się, ale jak na razie jeszcze nie bardzo ogarniam rzeczywistość po tej cholernej cesarce :/
Fancy napisał
Spotkałam się z tą marką całkiem niedawno. Mają śliczne opakowanie 🙂 Mam maseczkę i czeka na użycie 🙂 Dobrze mieć te opinie!
JednoSpojrzenie napisał
Opakowania od razu mnie zachwyciły, poza serum jestem naprawdę bardzo zadowolona 🙂
*Nataleczka* napisał
O nie znam tej marki.
JednoSpojrzenie napisał
Dla mnie to też zupełna nowość 🙂
Perfect Foundation napisał
Koreańską pielęgnację uwielbiam, ale tej marki nie znałam.Esencja i maski wydają się być w porządku, natomiast serum i krem już do mnie nie przemawiają.
JednoSpojrzenie napisał
Esencję naprawdę warto poznać, daje świetny efekt 🙂
Magdalena Musińska napisał
kompletnie nie znam marki, zaciekawiła mnie esencja i wodny krem 🙂 najczęściej sięgam po kosmetyki Innisfree, Holika holika, Etude House i Skin79 🙂
JednoSpojrzenie napisał
U mnie do tej pory też królowała Holika Holika i Skin79 🙂
Evi Testuję i Komentuję napisał
kuszące mają opakowania ;_
JednoSpojrzenie napisał
Oj tak, już oczami człowiek kupuje 🙂
My strawberry fields napisał
Esencja bardzo mnie zaciekawiła! O marce Cremorlab jeszcze nie słyszałam, ale produkty prezentują się bardzo fajnie. Ja ostatnio jestem uzależniona od wszelkich masek w płachcie, a teraz wprowadzam do pielęgnacji również japońskie esencje.
Mama Z Różową Torebką napisał
Te produkty to zupełna nowość dla mnie 😛