Po wyłonieniu się dziś rano z mojej ciemnicy ( ciemnica ponieważ aby spać muszę mieć w pokoju bardzo, bardzo ciemno – nikt ze współlokatorów tego nie rozumie i wszyscy się śmieję ) stwierdziłam, że fajnie byłoby wywietrzyć pościel. Byłam jednak przekonana, że znów pogoda mi na to nie pozwoli, a tu jednak jak na zawołanie mam słoneczko za oknem. Ciasto już gotowe ( przepis niedługo pojawi się na Siekierą Po Jajach ), pranie zrobione, kurczak siedzi w przyprawach, chałupa posprzątana i pościel się wietrzy 😀 Jestem dumna z siebie więc mogę troszkę poleniuchować i oddać się przyjemności blogowania i kawusiowania.
Dziś chciałabym Wam napisać o moim ulubionym żelu do mycia ciała. Wiem, że pewnie jest mega napakowany chemią i że może są lepsze od niego preparaty, jednak jego zapach jest dla mnie tak fantastyczny, że zawsze muszę mieć go w swojej łazience w razie napadu złego humoru.
Krótka historyjka jak się z nim poznałam, otóż przez kilka wieczorów czułam w mieszkaniu niesamowicie piękny zapach, taki świeży, morski, no cudo ! W końcu upolowałam źródło tego zapachu, czyli moją współlokatorkę, która wyłoniła się z łazienki roznosząc woń. Pierwszy raz spotkałam się z żelem, który daje tak intensywny i obłędny zapach.
Tak – w tym wypadku stawiam na jego zapach. Nie używam go na co dzień żeby mi zbytnio nie spowszedniał, jednak za każdym razem, gdy potrzebuję błogiego relaksu sięgam właśnie po niego. Zapach jest bardzo trwały – gdy wieczorem wezmę kąpiel to rano nadal czuję go na skórze. Żaden inny żel nie dawał takiego efektu.
![]() |
KONSYSTENCJA |
Jego właściwości myjące również spełniają moje oczekiwania. Dobrze się pieni i jest bardzo wydajny, z pewnością ze względu na dość gęstą konsystencję. Ma łagodne działanie – nie wysusza, ale również nie nawilża skóry . Po prostu pozostawia skórę czystą i delikatną.
Z pewnością nie można go traktować jako pełnowartościowy peeling do ciała bo drobinki są zwyczajnie zbyt delikatne. Zapewniają raczej delikatny masaż i łagodne usuwanie martwych komórek przy codziennym prysznicu nie zaś konkretne zdzieranie. Zresztą producent również zaznaczył na opakowaniu, że produkt posiada delikatnie peelingujące drobinki, więc jak czytam opinie, że jest beznadziejny bo ktoś spodziewał się, że 90 % zawartości to sól morska i dobrze go „zetrze” to ręce mi opadają.
Dla mnie niewątpliwym plusem jest również to, że często można nabyć go w promocji. Z reguły zapłacimy wtedy 6-7 zł za 250 ml. Tak, wiem, Isana wyjdzie taniej i też jest dobra podobnie jak mydła Ziai, jednak choć obu używam przemiennie na co dzień to „od święta” muszę mieć żel Palmolive i tymczasowo z pewnością lepszego odpowiednika nie znajdę 😀
W skład tym razem zagłębiać się nie będę. Nawet jeśli ma w sobie coś nie do końca dobrego to i tak nie chcę odbierać sobie tej niewątpliwej przyjemności używania go.
A jaki jest Wasz prysznicowy must have ? 🙂
![]() |
SKŁAD |
Zapowiada się miły weekend:) zazdroszczę w szczególności posprzątania chałupy..ja jestem w trakcie i robię przerwy…miałam ten żel pachnie bardzo świeży aczkolowiek ja lubię bardziej słodkie klimaty:) chemia chemią ale zapach jest ważny:)) grunt że nie uczula:))
Ja też z reguły sprzątam na raty, czasem wygląda to tak: 10 minut sprzątania, a 30 minut odpoczynku 😛
Co do żelu – fakt, nie uczula, więc chyba tragedii wielkiej nie ma 😀
Ja też jestem w trakcie sprzątania 🙂 ale postanowiłam zajrzeć na blogowe sfery w malej przerwie 🙂 Dla mnie również zapach jest na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o żele pod prysznic. Ziajke miałam ale po długi stosowaniu wysusza. Palmolive kiedyś próbowałam i mi nie podszedł. Obecnie z Avonu mam Vintage Glamour uwielbiam ten zapach. W lecie próbowałam z Alterry i tez jest super zapach długo się utrzymuje i nie wysusza a nawet nawilża.
Po twojej recenzji muszę jeszcze raz wypróbować Palmolive 🙂 jak mówisz że tak długo pachnie 🙂
Na mnie pachnie naprawdę długo. Jeszcze nigdy nie trafiłam na taki kosmetyk 🙂
Ja byłam anty pracowita od rana, ale zrobiłam sobie parę kolczyków recyklingowych:D
Może i chemia ten Palmolive, ale najważniejsze, że Ci odpowiada. Ja ostatnio zaopatrzyłam się w Palmolive Tahiti douche nourrissante / Lait de coco i jestem zadowolona, choć zapach mógłby być słodszy.
Serdeczne pozdrowienia!:))
Eeeee no to jak kolczyki zrobione to jak najbardziej pracowita 🙂 Ja zawsze mam szaloną sobotę jak ma do mnie przyjechać mój Misiek. Wstyd się przyznać ale gdy tylko wszedł na rynek podręcznik Perfekcyjnej pani domu, który napisała Anthea Turner to od razu go nabyłam ( polskiej wersji nie uznaję ). Mam fioła na punkcie takich rzeczy i czasami jest już to wręcz niezdrowe 🙂
Wydaje się zachęcający, jednak nie przepadam za morskimi zapachami – jakoś i morza nie pokochałam, jak nad nie pojechałam 😉 Ale pamiętam, że miałam kiedyś Palmolive Mleko i Miód i był całkiem przyjemny ^^
Przeżywam teraz wielką miłość do Original Source i mogę polecić każdy zapach, w zależności od tego, kto co lubi 😉