Niedawno rozpływałam się w zachwytach nad moją ulubioną farbą Casting Creme Gloss od L’oreala, zapowiadałam jednak, że mam zamiar wypróbować saszetkę z szamponem koloryzującym od Marion i tak też zrobiłam. Chciałam odświeżyć swój kolor, aby spokojnie doczekać z farbowaniem do świąt. Minęły już prawie 2 tygodnie więc myślę, że czas na ocenę.
Szampon ma dość gęstą konsystencję, przypominającą bardzo gęstą polewę czekoladową z mieniącymi się drobinkami. Fajnie wygląda i oczywiście brudzi wszystko wokół, szczególnie gdy ma się tak zgrabne ruchy jak ja. Na szczęście łatwo idzie domyć każdą zachlapaną powierzchnię 🙂
Sama aplikacja nie nastręcza kłopotu. Szampon nałożyłam na umyte i wilgotne włosy ( zgodnie z zaleceniem producenta ), masowałam włosy aż wytworzyła się gęsta piana. Starałam się robić to jak najdokładniej, aby dotarła w każdy zakamarek mojej kręconej szopy. Jedna saszetka spokojnie starczyła na całe włosy.
Szampon postanowiłam trzymać 45 minut aby uzyskać trwałość do 8 myć. Szampon nie spływał z włosów, więc spokojnie mogłam zająć się jedzeniem, sprzątaniem itd.
![]() |
Saszetka |
![]() |
Konsystencja i dołączone rękawiczki |
Problem pojawił się przy zmywaniu szamponu. Włosy były tak tępe ( tak to najlepsze określenie ), że zupełnie nie ślizgała się po nich ręka. Zbiły się w zwartą strukturę i byłam przekonana, że koloryzacja skończy się totalnym sianem na głowie. Natychmiast nawaliłam na nie sporą porcję Biovaxu Latte i posiedziałam z nim ok. 20 minut. Tym razem włosy były już mięciutkie, miłe i łatwo dały się spłukać.
Po tej niewątpliwej chwili grozy wgniotłam w wilgotne włosy jeszcze odżywkę w piance milk shake firmy Z. One ( o której napiszę innym razem ), aby mieć pewność, że będą dobrze nawilżone i jak zwykle pozwoliłam im samym wyschnąć.
Okazało się, że prezentują się naprawdę nieźle. Przede wszystkim dostały mega kopa w objętość. Wszyscy pytali się co mi się stało, że mam tyle włosów i to w dodatku tak ładnie skręconych.
Szampon ujednolicił kolor włosów, odrosty stały się znacznie mniej widoczne i ogólnie wyglądały zdrowo i sympatycznie.
Choć nigdy nie miałam wybitnego przekonania do szamponetek to muszę przyznać, że z efektów jestem zadowolona. Po dwóch tygodniach nadal odrosty są mniej widoczne, a same włosy miękkie, lśniące i wcale nie przesuszone. Nawet końcówki dobrze zniosły zabieg.
Niestety nie wiem jak szampon sprawdza się w koloryzacji włosów naturalnych, bądź w bardziej radykalnych zmianach. Uważam jednak, że do odświeżania koloru bądź jego wyrównywania jest naprawdę dobrym produktem za sympatyczne pieniądze.
Za 40 ml zapłacimy ok. 4 zł. Ja trafiłam na promocję w Naturce i kupiłam jedną na zapas – myślę, że kiedyś jeszcze się przyda.
Jeśli macie podobny problem z dotrwaniem do świąt bez farbowania to myślę, że szampon koloryzujący z Marion może ułatwić Wam sprawę 😀
![]() |
SKŁAD |
jaki loczki cudne !
zawsze takie chciałam mieć 🙂
Oj chętnie bym się z Tobą podzieliła 🙂
Wiesz co, na takich pięknych włosach to i zielony byłby fajny!:) Ja już nie farbuję swoich kłaczków od kilku lat. Zejść z farby pomogła mi Henna i można jej użyć też jak szamponetki:)
Kurczę kusisz tą Henną 🙂
bardzo ładny kolor:) może, jak będę wracała do ciemnych kiedyś, to z pomocą tej farby;)
Plus za to, że jest naprawdę dość delikatna 🙂
hmm warte zastanowienia…zwłaszcza w tym przedświątecznym okresie kiedy nie ma czasu na fryzjera:)włosy prezentują się wspamianle:)
Dzięki ! No właśnie też traktuję taką koloryzację awaryjnie 🙂
Cudnie teraz wyglądają Twoje włosy!
Dziękuję 🙂
Nigdy nie farbowałam włosów. 🙂 więc myślę, że taka szamponetka by się nie przydała. 😀
Piękne włosy!
Oj zazdroszczę, choć lubię się jako brunetka to czasami naprawdę nie chce mi się już ich farbować.