Uznacie mnie pewnie za totalną wariatkę, ale nie jestem miłośniczką jeansów. Generalnie spodnie nie są moją mocną stroną. Jestem niska, mam dużą różnicę między biodrami i talią, a dodatkowo grube uda. Cóż… po tylu latach już przywykłam. Cierpiałam jednak wieczne katusze przy kupowaniu jeansów. Jak wiadomo, chyba każdemu przyda się przynajmniej jedna para. Ja byłam wiecznie skazana na ich obcinanie bądź zwężanie w pasie. Rok temu jednak wszystko się zmieniło…
Jakoś przypadkowo trafiłam na fajną promocję w bonprixie i skusiłam się na spodnie właśnie u nich. To był strzał w dziesiątkę! Nie dość, że nie dyskryminują niskich babeczek bo mają trzy opcje długości spodni to dodatkowo można wybrać model z niskim, normalnym bądź podwyższonym stanem. Po roku zdecydowałam się na kolejne jeansy bonprix. Ten sam model co ostatnio tylko w klasycznym, niebieskim kolorze. Proste, idealnie dopasowane, z lekką domieszką stretchu, ale bez przesadnego rozciągania. Nie zjeżdżają z tyłka, nie uciskają. Dosłownie mogłabym ich nie zdejmować! Jeśli macie problem z dobraniem odpowiedniej długości czy wygodnego stanu to koniecznie przejrzyjcie ich ofertę.
Jak już pewnie zauważyłyście, jak już spodoba mi się jakiś konkretny model to kupuję hurtowo w kilku kolorach. Tak było też jeśli chodzi o spódnice bonprix. Zgarnęłam czerwoną i szarą. Co prawda mogłyby być nieco ciaśniejsze w pasie, ale dołączony paseczek załatwia sprawę. Wygodne, idealnie dopasowane. W sam raz na długie siedzenie w pracy 🙂
Futrzane kamizelki bonprix marzyły mi się od dawna. Wahałam się między czarną, a szarą – marmurkową. W końcu padło na tą drugą. Jest mięciutka niczym pluszaczek. Nie jest zbyt gorąca, ale fajnie dopełnia stylizacje i grzeje plecki. Jestem mega zadowolona 🙂
Mniej więcej od gimnazjum marzyły mi się burgundowe włosy. Nigdy jednak nie miałam dość odwagi. Nie wiem co mi nagle strzeliło do głowy, ale tak jak wczoraj Wam pisałam – nakupowałam szamponetek i postanowiłam zaszaleć. Dopiero dziś odkryłam czym różniły się opakowania 😀 Byłam przekonana, że wszystkie są Marion, a jednak dwie były Joanny. I właśnie Joanną zmalowałam to cudo. Połączyłam malinową czerwień z wiśniową czerwienią. Na przyszłość zostanę tylko przy wiśniowej. Mam nadzieję, że do świąt mi się to spierze bo szamponetką farbowałam się raz w życiu, ale na ten moment jestem szczęśliwa i zadowolona. Mój mąż zupełnie nie 🙂
Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko? Gdzie kupujecie swoje ulubione jeansy?