Pewnie mnie wyśmiejecie, bo zaraz wskoczy połowa stycznia, ale ja w zasadzie dopiero wracam do normalności po świętach 🙂 Nigdy nie miałam ściśle określonego harmonogramu dnia, ale ostatnio już sama zaczęłam się już gubić. Na szczęście jeszcze tylko trochę zakręcony weekend bo jadę na przedostatni zabieg depilacji laserowej i mam nadzieję, że będę spokojnie czekać na Wielkanoc 😀 Witam się więc z Wami w Nowym Roku i choć o linii Skin Food od Weledy pewnie czytałyście już wszystko, to dołożę jeszcze swoje 3 grosze.
Przede wszystkim dla mnie to zupełna nowość, od mojej kochanej Gosi z Niemiec dostałam kiedyś kilka próbek Weledy z linii Citrus, ale już sama nie pamiętałam jakie były moje wrażenia. Chętnie więc podjęłam się testowania masła do ciała i balsamu do ust z linii Skin Food. Oba produkty natychmiast poszły w ruch bo moje zapasy się wyjadły, więc trafiły w idealny moment.
Jeśli szukacie kosmetyku, który faktycznie jest gęstym i treściwym masłem, a nie tylko ma „masło” w nazwie to produkt od Weledy powinien spełnić Wasze oczekiwania. Klasyczny, plastikowy, zakręcany słoiczek mieści 150 ml kosmetyku. Przed palcami ciekawskich chroni go folia pod nakrętką.
Zapach kosmetyku jest delikatny, roślinny, trąci rozmarynem i nagietkiem. Moim zdaniem przyjemny i nie upierdliwy. Prawdziwa petarda to konsystencja. Gęste, zbite i treściwe masło. Dość łatwo daje się nabrać z opakowania i w kontakcie ze skórą przyjemnie się rozpuszcza. Nie zamienia się jednak w olejek, więc antyfanki olejków powinny być zadowolone. Moim zdaniem jest to kosmetyk bardzo, ale to bardzo wydajny. Super się wchłania pod warunkiem, że nie przesadzimy z ilością. Pierwszym razem za bardzo zaszalałam i czułam jeszcze po kolejnym myciu, że skóra jest nieco przeciążona.
Nie jestem miłośniczką smarowania ciała i dłoni i jeśli nie muszę to tego nie robię. Zimą jednak moja skóra ekstremalnie się przesusza. Jeśli puszczę ją samopas to kończy się przesuszem i swędzeniem. Masło idealnie radziło sobie nawet w krytycznych momentach ( a przy dziecku czasami naprawdę myślimy tylko o poduszce, a nie o smarowaniu się kosmetykami ). Co więcej – masło daje długotrwały efekt, dzięki temu nie musiałam codziennie ponawiać aplikacji. No i wielki plus za brak tłustej, lepkiej warstwy – formuła jest w tym temacie genialna!
Pełen skład możecie przeczytać poniżej.
Balsam do ust przy pierwszym użyciu wystrzelił na sufit… Serio 😀 Ciśnienie w tubce było takie, że mam teraz bardzo „nawilżoną” kropkę w okolicach lampy. No cóż – życie 😀 Miękka tubka z kosmetykiem to nie jest mój ulubiony system nakładania. Osobiście wolę sztyfty. Nie mogę się jednak przyczepić do wygody aplikacji, szczególnie gdy musimy ją ponowić poza domem. To zawsze lepsze niż wszelkie balsamy w słoiczkach.
Konsystencja przypomina mi Carmexy. Na szczęście bez efektu chłodzenia. Zapach taki sam jak w przypadku masła. Co do ochrony i nawilżenia nie mam żadnych zastrzeżeń. Testowane na mroźnych spacerach – usta miękkie, nawilżone, a ochrona długotrwała. Wiem, że wiele z Was źle toleruje olejek rycynowy w kosmetykach do ust. Tutaj go nie znajdziecie.
Pełny skład poniżej – 8 ml produktu
Sugerowany ceny detaliczne to 29,99 za balsam do ust, a 73,99 zł za masło. I tutaj muszę powiedzieć, że w obecnym ogromie kosmetyków naturalnych, są moim zdaniem nieco przesadzone.
A po jakie kosmetyki Wy szczególnie chętnie sięgacie zimą?
BTW. jeszcze tylko do niedzieli, na Insta macie szansę wziąć udział w noworocznym konkursie – jeśli szukacie wymarzonego plannera to może szczęście się do Was uśmiechnie? 🙂
Produkty ciekawe, aczkolwiek cena na minus 😐
No liczyłabym tu na sporą promocję 🙂
Masło tak, geste aż miło!
No dawno nie miałam tak udanej konsystencji 🙂
Lubię takie gęste masełka 🙂 zapach rozmarynu, brzmi ciekawie 🙂
Ja też, a niestety czasami to masło to jest tylko z nazwy 🙂
Uwielbiam gęste masełka ♡
Oj tak, ja też 🙂
Ciekawe choć cena masła trochę wysoka:)
Zgadzam się, moim zdaniem to też trochę za dużo.
Czytałam same dobre opinie o tych produktach – cieszę się, że to masło to faktycznie gęsta konsystencja a nie tylko pusta nazwa:D
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
No właśnie drażni mnie to niesłychanie, jak kupuję "masło", a w środku lejąca papka.
ceny faktycznie dość wysokie ale na masło może bym się pokusiła 🙂 lubię takie produkty chociaż jak piszesz można zdobyć taniej 🙂 a niebawem ekotyki a tam często promocje 🙂
No właśnie ja niedawno na ekocudach byłam, więc teraz daję odpocząć portfelowi 😀
Również miałam przyjemność testowaci bardzo dobrze wspominam. Masełko i jego zapach są moimi faworytami 🙂
Chyba nie czytałam złej recenzji i wcale mnie to nie dziwi 🙂
Denerwowało by mnie wyciskanie go z tubki 😛
Dlatego wolę sztyfty 😀
Uwielbiam krem Weledy "Skin Food" – ten tradycyjny. Nie wiem, czemu jeszcze o nim nie napisałam…
A tu się okazuje, że zrobiła się z tego seria. Muszę to obadać osobiście, koniecznie!
No sama nazwa mnie skusiła "skin food" 🙂
Często na blogach spotykam powyższy zestaw. Widzę że i Ty go polubiłas:) może i ja kiedyś wypróbuję:)
Akcja zmasowana, ale faktycznie udany produkt 🙂
Nie znam tych produktów. W sensie serii, firmę znam.
Myślę, że szczególnie masło jest warte poznania 🙂
O tak o tej linii ostatnio sporo czytałam i mam chęć na to masełko 😀 Długotrwały efekt mnie zachęca, o tak przy dziecku trudno o systematyczność i chodź odrobiny czasu dla siebie 😀
No niestety, wieczorem jak już wreszcie padnie to i ja padam 😀
Znam z tej linii krem do twarzy, który dla mnie okazał się być zbyt tłusty. Zaciekawił mnie za to balsam do ust, mógłby być dobrym zamiennikiem dla mojego ukochanego Lanolips 🙂
No balsam do ust sprawdza się u mnie super, choć zawsze wolałam sztyfty.