Szał na The Ordinary zdaje się nie mijać. Jeszcze niedawno, niedostępne w PL rozpalały wyobraźnię na maksa. Trzeba było ściągać je np. z Cultbeauty. Moje produkty dotarły do mnie od przyjaciółki z Niemiec. Jednym z nich było serum pod oczy Caffeine Solution 5% + EGCG. Ma ono za zadanie poprawiać kontur oka, napinać, rozjaśniać cienie i redukować opuchnięcia. Mimo wielu prób i podejść jestem niestety na nie!

The Ordinary Caffeine Solution + EGCG – opakowanie, konsystencja, zapach
Szklana buteleczka z ciemnego szkła z dołączoną pipetą mieści 30 ml kosmetyku. Ma on konsystencję gęstego żelu. Jest mega, mega wydajny bo w zasadzie jedna kropla wystarczy na posmarowanie okolicy pod obojgiem oczu. Zapach jest praktycznie niewyczuwalny co w przypadku kosmetyków na okolicę oczu jest bardzo porządane.

Aplikacja
Kroplę serum nabieram najpierw na palec, a następnie wklepuję pod oczy i na powieki. Czas wchłaniania jest średni i niestety, jak to w przypadku żelowych formuł, mamy konkretne uczucie lepkości. Żeby poprawić sobie komfort użytkowania i zapewnić ochronną warstwę, przyklepywałam na noc serum masełkami pod oczy z La-Le. Pisałam o nich na blogu wiosną, link niżej.
Zobacz też: Masełka pod oczy z La-Le – kawowe i z zieloną herbatą
Działanie
I tu zaczynają się schody. Mimo, że skład zapowiadał prawdziwą petardę to ja naprawdę nie jestem zadowolona. Wszyscy dookoła rzucają ochy i achy ( tak jak o tonikach Pixie, które mnie absolutnie nie urzekły ), a ja naprawdę nie odczułam żadnego, wyraźnego działania.
✘ brak wyraźnej poprawy w ujędrnieniu skóry wokół oczu
✘ brak redukcji cieni pod oczami
✘ brak zauważalnej różnicy w kwestii worków pod oczami
✔ nawilżenie – jakieś jest, ale nie jest ono spektakularne

Robiłam kilka podejść, w różnych konfiguracjach. Dłużej, krócej… No po prostu na mnie ten kosmetyk nie działa. Na szczęście „wampirzy” peeling AHA i BHA spisał się u mnie znacznie lepiej więc być może zrehabilituję ich lepszą recenzją.
Skład
Aqua (Water), Caffeine, Maltodextrin, Glycerin, Propanediol, Epigallocatechin Gallatyl Glucoside, Gallyl Glucoside, Hyaluronic Acid, Oxidized Glutathione, Melanin, Glycine Soja (Soybean) Seed Extract, Urea, Pentylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Polyacrylate Crosspolymer-6, Xanthan gum, Lactic Acid, Dehydroacetic Acid, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate, Propyl Gallate, Dimethyl Isosorbide, Benzyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.
Teoretycznie wysoko w składzie kofeina, która jest takim kosmetycznym „superfoods”. EGCG to mocno antyoksydacyjny wyciąg z zielonej herbaty. Nie wiem dlaczego, ale coś tu nie pykło.

Pół biedy, że serum nie należy do najdroższych – z tego co kojarzę, w drogerii Pigment tak dla przykładu kosztuje niespełna 29 zł. Nawet jeśli i u Was się nie sprawdzi to nie ma wielkiej tragedii.