Dzisiejszy dzień miał być produktywnym szałem, niestety chyba kolejny raz muszę przyznać przed sobą, że planowanie nie jest moją mocną stroną. Czytanie książki tak mnie pochłonęło, że nie mogłam się od niej oderwać o tak zleciał dzień… Na całe szczęście rano udało mi się wybrać na długi spacer z piesełem, a mój jakże cierpliwy „blog husband” cyknął na szybko kilka fotek z nowościami. Brrrr… mało głowy nie urwał wiatr, a Fado bał się wejść na molo 🙂
Nowości pochodzą z Romwe i Dresslink.
Najbardziej udana okazała się być parka. Nie lubię grubych kurtek, do pracy chadzam pieszo, chociaż chadzam to złe określenie. Sąsiedzi nazywają mnie strusicą, podobno mój chód to prawie bieg jak u pędziwiatra 🙂 Gdy więc wykręcam tempo na fotoradar to gruba kurtka nie jest sprzymierzeńcem, ugotowałabym się już w połowie drogi. Parka z Romwe jest jednak świetnym połączeniem ciepła i wygody. Milutki, biały misi wyścieła wnętrze i kaptur, ale na szczęście nie rękawy. Subtelny odcień khaki, obszerny kaptur i luźny krój sprawiają, że jest idealna na co dzień. Przy rękawach ściągacze, więc nic nas nie podwieje 🙂 Naprawdę jest lepiej niż się spodziewałam.
Spodnie to niestety lekki niewypał. Miały być z wyższym stanem, a są totalnymi biodrówkami, których nie lubię. Czarny jeans z dużą domieszką stretchu ładnie dopasowuje się do ciała i jest bardzo wygodny. Mimo, że za moich nastoletnich czasów ekstremalne biodrówki były hitem to nigdy się z nimi nie polubiłam. Tyłek w stylu Kim Kardashian to wykluczał. Z tego względu spodnie powędrują do koleżanki, a ja dalej będę szukać babcinych pantalonów 🙂
Czapka z Dresslink miała być w stylu smerfetki. Okazuje się jednak, że albo poskąpili jej rozmiaru albo ja mam zbyt wielki łeb :/ Ciepła, wygodna w cudnej, żywej czerwieni. Tylko nie lubię takich dopasowanych hełmów. Może z wyprostowanymi włosami będzie wyglądała lepiej..?
Jeśli mogłabym Was poprosić o kliki to byłabym mega wdzięczna 🙂
Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko?