Przy okazji kosmetycznych zakupów w drogeriach internetowych, zawsze dorzucam sobie kilka masek w płacie ( czy płachcie – jak kto woli ). Są szybkie, wygodne i niekłopotliwe. Nie trzeba męczyć się z nałożeniem, nie ma problemu ze zmywaniem, nic nie kapie i nie ścieka. Oczywiście z tradycyjnych, kremowych czy glinkowych masek absolutnie nie zrezygnowałam, ale maski w płacie są idealne na lenia 😉 Dziś chciałabym napisać o moich trzech ulubienicach od Skin79. Choć ciągle sięgam po nowości to do tych wracam regularnie – Snail, Glacial Water i Angry Cat.
Maski od Skin79 są w sam raz na twarz – ani zbyt duże, ani zbyt małe. Co prawda ja przepadam za tymi z częścią „szyjną”, ale nie zmienia to faktu, że sam kształt mi odpowiada. Każda z nich nasycona jest bardzo obficie. Nie ma jednak mowy o kapaniu czy zjeżdżaniu maski z twarzy.
Zacznę od wersji, którą zawsze mam ” w pogotowiu”. Glacial Water to maska, która rewelacyjnie koi skórę. Zawsze gdy dokuczało mi podrażnienie, przesuszenie czy zaczerwienienie to właśnie ona potrafiła gasić wszelkie przypadłości. Nawilżanie czy odżywienie nie jest tu spektakularne, choć owszem również w tych aspektach cera ulega poprawie. Dla mnie jednak jest to produkt SOS – skóra po niej szybko staje się miękka, chłodna i ukojona. Wszelkie zaognione zmiany bledną. Ponadto działa jak lekki lifting – poprawia napięcie i elastyczność. Dzięki lekkiej formule nadaje się jako maska przed wyjściem – nie obciąża cery i nie wzmaga przetłuszczania. Już zaczynam kompletować zapas na upały.
W składzie znajdziemy m.in. glicerynę, wodę lodowcową, ekstrakt z chińskiej herbaty, ekstrakt z oczaru wirginijskiego, ekstrakt z aloesu, ekstrakt z morwy białej, kwas hialuronowy, betainę, alantoinę czy ekstrakt z Badianu.
Po maskę Snail sięgam zawsze gdy widzę w lustrze kogoś o kila lat starszego. Niewyspanie, stresy w pracy, nadmiar obowiązków, hektolitry kawy i długie godziny przed komputerem… Od kilku miesięcy mnie to nie dotyczy, ale do niedawna był to mój chleb powszedni. Po takim maratonie pracoholika, moja cera była szorstka, ziemista, pozbawiona blasku, a na dodatek wyglądała jak lekko zwiędłe jabłko. Brakowało jej sprężystości, a drobne zmarszczki szybko wychodziły na światło dziennie. Ślimakowa maska rewelacyjnie wygładza, nawilża i napina cerę. Po zdjęciu płachty z twarzy mamy wrażenie nowej skóry. Jest jakby „wypchnięta” na zewnątrz – miękka i jędrna. Dodatkowo fajnie rozjaśnia plamy po trądziku – to takie fotoodmłodzenie w 15 minut.
Skład w zasadzie identyczny jak maski Glacial Water z tym, że zamiast wody z lodowca mamy filtrat ze śluzu ślimaka.
No i na deser coś dla kociaków – maska Angry Cat. Największy bajer to oczywiście wizerunki zwierzaków na różnych wariantach masek z tej serii. Przyznajcie – kto nie chciałby zrobić sobie w niej fotki? Jednak ta maska to nie tylko coś dla śmiechu – jest to produkt kojący dla cery problematycznej. Jak wiadomo z większym bądź mniejszym rodzajem trądziku borykam się od lat i choć w ciąży ten temat dotyczy mnie znacznie mniej to i tak gdy tylko pojawia mi się kilku nieprzyjaciół to sięgam właśnie po Złego Kota. Maska wycisza cerę szczególnie w obszarach zaognionych wyprysków, przysusza je i zmniejsza widoczność. Mam wrażenie, że po niej zmiany goją się szybciej. Mimo redukowania ilości sebum i antytrądzikowego działania, maska nie wysusza, a wręcz nawilża cerę dając szybki efekt wygładzenia.
W składzie znajdziemy m.in. glicerynę, ekstrakt z aloesu, ekstrakt z drzewa herbacianego, ekstrakt z pestek winogron, ekstrakt z lotosu, ekstrakt z nasion jojoba, betainę, alantoinę i ekstrakt z krokosza barwierskiego.
Maski z serii Fresh Garden czyli Glacial Water i Snail kosztują 9,90 zł za sztukę, zwierzakowe – 14,90 zł. W przeliczeniu na klasyczne maski nie wychodzą najtaniej, ale ich jakość i wygoda użytkowania sprawiają, że nie sposób im się oprzeć.
Macie swoje ulubione maski w płachcie? A może zupełnie Was nie kuszą?
Uwielbiam maski w płacie, z tych miałam te zwykle serie, jeszcze zwierzaków nie wpadły moje ręce. Całkiem przyjemne.
Jaki Kotek się z Kaczki zrobił! 🙂 Ja miałam na twarzy ich dwie maski – taką zieloną, której już się kupić nie da i Pandziochę. Od Ani dostałam ostatnio aloesową ale czeka na swoją kolej;)
wizualnie prezentują się bosko 😉
Mam kilka w zanadrzu – muszę sobie zrobić w koncu dzień spa 🙂
Niestety moja skóra nie lubi kosmetyków/ produktów ze ślimakiem więc tą odpuszczam ale Glaciar Water lubiłam aj aj chyba sobie sprawię ;D
Chyba najchętniej sięgnęłabym po snail, ostatnio ślimakowe kosmetyki kradną moje serce 🙂
Ja zamówiłam sobie teraz jakąś maskę w płacie z Holika Holika 😀 Te Twoje wyglądają mega uroczo!
Te maski są rewelacyjne, muszę w końcu którąś kupić 🙂
Miałam tą maseczkę Snail i bardzo fajnie ją wspominam 😉
Uwielbiam maski w płachcie 🙂 Dawno temu miałam okazję używać Missha i Lioele.
Glacial Water uwielbiam! Mam chęć przetestować tygryska albo pandę 🙂
Też co jakiś czas się kuszę na te maski. Jednak dopóki nie zrobi się naprawdę ciepło, przystopowałam, bo nie lubię tego uczucia chłodu, kiedy taką płachtę nakładam na twarz.
Lubię maski w płachcie, choć wiem, że to w większości bajer 😀 Niby jakieś działanie jest, ale lepiej kupić pełnowymiarowy produkt do pielęgnacji – w perspektywie czasu wyjdzie o wiele taniej 😉
Te maski są super 😉
Uwielbiam maski ze skin79,ślimak i pisek są rewelacyjne!
z chęcią bym sobie jakąś kupiła bo bardzo mi się podoba ich grafika i przeobrażenie w zwierzaka 🙂 na razie planuję zakup maski Dizao, bo czytałam, że Avida Dollars poleca 🙂
Świetne te maski 🙂 Chociaż cena mogłaby być trochę niższa 🙂
Nie mam ulubionych masek w płachcie ale kupuję tego typu suche skompresowane i np moczę w wodzie różanej, rumianku, soku z ogórków itp 🙂 w zależności od potrzeb i mam ulubioną maskę 🙂
Kusząco wygladaja 😊❤
Nie miałam jeszcze na sobie tygrysa (czeka w zapasach) ale pozostałe dwie już używałam. Ślimak jako jedyny się u mnie nie spisał, za to polecam ten z ekstraktem z perły ;).
Lubię maski w płachcie, miałąm aloesową i ze ślimaka 🙂 muszę spróbować tej kociej
Lubię maski w płacie i testuję wszytskie po kolei :D, ulubionej nie mam. Zwierzakowych jeszcze nie miałam, ale czuję, że skusiłabym się na Kota albo Ślimaka. 😉
O, własnie mnie przekonałaś, by wyjąć z zapasów Snail'a 😉 innych ze Skin79 na razie nie znam, ale niebawem wypróbuję; na razie używałam tylko Holika Holika oraz Missha i byłam całkiem zadowolona 🙂