O tym, że należę do wielkich miłośniczek róży czytałyście już nie raz. Choć kiedyś uważałam go za produkt zbędny teraz towarzyszy mi każdego dnia. Uzbierałam całkiem sporą gromadę i używam na zmianę, w zależności od humoru, upodobania no i oczywiście „kompatybilności” z resztą makijażu.
Dziś chciałabym napisać o dwóch bardzo poczciwych różach, nie są może liderami w swojej kategorii, ale myślę, że wiele droższych marek mogłoby im pozazdrościć pigmentacji i trwałości.
Na pierwszy ogień pójdzie guma balonowa czy róż Makeup Academy. Pamiętacie szał na markę MUA? W pierwszej kolejności zdecydowałam się na paletkę cieni, potem do koszyka wpadły dwa lakiery ( piękno kolory – średnia jakość, ale o nich wkrótce ), a na koniec dorzuciłam róż. Było to kilkanaście miesięcy temu 🙂 Jak widać nie jestem dobra w pisaniu recenzji na czas, u mnie wiele rzeczy musi się uleżeć, sprawdzić w różnych okolicznościach, aż wreszcie podejmę ostateczną decyzję w sprawie swojej opinii.
Co strzeliło mi do głowy, że wybrałam odcień Bubble Gum? Nie mam pojęcia, chyba był najbardziej odjechany ze wszystkich dostępnych wówczas kolorów, a ja lubię poszerzać swoją kolekcję o nieszablonowe pozycje. Wbrew pozorom i mojej prywatnej miłości do brzoskwiń, ten wściekły róż spisuje się bez zarzutu. Co więcej – moja twarz nabiera dzięki niemu dziewczęcego uroku. I jak tu go nie kochać?
Opakowanie różu to zwykła, plastikowa kasetka z przezroczystym wieczkiem. Malutka i płaska, dla mnie absolutnie wystarczająca. Kosmetyk jest bezzapachowy i bardzo mnie to cieszy bo nie zawsze pasuje mi gdy coś nachalnie pachnie na mojej twarzy. Jak już wspominałam, róż jest bardzo mocno napigmentowany. Jest to produkt, którym zdecydowanie można zrobić sobie krzywdę. Wystarczy dotknąć pędzlem powierzchni, a już kosmetyk zostaje nabrany. Osoby o tzw. „ciężkiej ręce” ( ze mną włącznie ) muszą mieć się na baczności. Jeśli uda nam się pohamować skłonność do robienia policzków niczym u rosyjskiej handlary z bazaru ( nie uwłaczając nikomu ) to możemy liczyć na naprawdę piękny efekt. Lekko „wilgotna” konsystencja różu pięknie wtapia się w skórę, dobrze łączy z pudrem dając satynową gładkość na policzkach. Róż jest matowy, ale z racji na swoją konsystencję nie tworzy ciężkiej plamy, a lekką, naturalną, zdrową poświatę. Na uwagę zasługuje genialna wprost trwałość – to jeden z tych róży, który przetrwa na policzkach cały dzień i nawet nie zblednie.
Skład dla zainteresowanych – z racji na to, że róż jest na bazie parafiny nie używam go na co dzień, generalnie nie mam nic do parafiny stosowanej na włosy czy do ciała, ale moja twarz zdecydowanie jej nie cierpi i po kilku dniach parafinowej rozpusty miewam niespodzianki, niekoniecznie przyjemne … :/
Za 2.4 grama zapłaciłam w Minti Shop coś koło 5 zł, z tego co wiem, w tej chwili róże z tej serii są mocno przebrane, ale może warto uśmiechnąć się o nową dostawę?
Makeup Revolution to marka, która zyskała rzesze fanek, ja zdecydowanie przepadam za ich paletami do makijażu oczu. Mam 3 i nie zdziwię się jeśli przygarnę kolejną. Róż to był totalny przypadek, przy okazji zakupów na cocolicie chciałam dorzucić sobie coś do koszyka – wiadomo, jedna wysyłka to weźmy coś na zapas 🙂 Na swatchach w necie wpadł mi w oko odcień Treat. Byłam przekonana, że będzie to żywy pomarańcz. Jak się potem okazało, nie wszyscy znęcają się nad jakością zdjęć i realnym oddaniem odcienia tak jak ja. Żeby zrobić idealne zdjęcie latam po całym mieszkaniu, wystawiam nawet łepek za okno byle tylko odwzorować faktyczny odcień. Wiem, że dużo zależy od ustawień monitora, grafiki itd. Mam jednak prywatną satysfakcję, że dołożyłam należytych starań. Treat moi drodzy to nie soczysty pomarańcz, a jasny hmmm koral? W zależności od światła jest nieco kameleonowaty 🙂 Na pierwszy rzut oka to jasny, „cielisty” róż, ale ale… tam chyba przebłyskuje jakaś brzoskwinia? Hmmm… coś na kształt pomarańczu też mruga. Tak! To jest właśnie taki odcień. A uchwycenie go na zdjęciu przyprawia o zawroty głowy.
Róż zamknięty jest w plastikowej, nieco grubszej i porządniejszej kasetce niż MUA z trwałym zamknięciem na klik. Jego konsystencja jest nieco suchsza niż kolegi z Makeup Academy, ale nie nazwałabym jej pudrową czy pylistą. Pigmentacja jest bardzo dobra, choć krzywdy raczej nie powinnyśmy sobie nią zrobić. Róż bardzo dobrze się aplikuje i nie tworzy plam. Zdawać by się mogło, ze w opakowaniu zobaczymy delikatną poświatę miki jednak na twarzy jest matowy, ale nie płaski.
Z trwałością nie jest tak dobrze jak w przypadku MUA, myślę, że 8 godzin w pracy to wszystko na co go stać. Owszem, po powrocie do domu nadal resztki koloru majaczą na policzkach, ale nie są już tak wyraźne jak rano.
Skład podobny jak w MUA, znów parafina i znów muszę się ograniczać, choć zdarzało mi się nosić go kilka dni z rzędu i obyło się bez niespodzianek, więc może nie trzeba się tak bardzo bać 🙂
Za swój 3,4 gramowy egzemplarz ( czyli o 1 gram większy niż MUA ) zapłaciłam ok. 5 zł. Niestety w tej chwili nie widzę go w ofercie cocolity, ale warto zerknąć na inne odcienie KLIK.
Podsumowując ten przydługi wywód – jeśli jesteście fankami podkreślania policzków i robicie właśnie zakupy online w którymś z wymienionych sklepów to zdecydowanie polecam wrzucenie do koszyka wymienionych produktów. Czuję, że się nie zawiedziecie 🙂
Mam róż z MUA i również bardzo lubię:)
No to witam w klubie 🙂
Piękne te róże za taką cenę na pewno po nie sięgnę 🙂
Myślę, że to będzie świetna decyzja!
Mam róż MUA w starszej wersji i o ile kolor mnie zachwycił tak jakościowo słabiutko… Sypie się dziad jak nieszczęście :/
O jaaa to masakara, ja mam na szczęście bardzo udaną wersję 🙂
Bardzo ładne te róże 🙂
Ostatnio rzadko używam
Ja się uzależniłam, bez różu nie mam makijazu 🙂
Ten z Revolution bardziej do mnie przemawia 🙂
Do mnie akurat też 🙁
Bardzo ładnie wyglądają na buzi 😉
Nie ukrywam – też mi się bardzo podobają 🙂
Bardzo ładnie wyglądają na twarzy 🙂
Cieszę się, że nie tylko mi przypadły do gustu 🙂
Bardzo ładne róże ,ale osobiście używam kolory trochę ciemniejsze 🙂
Rozumiem, ja na ciemniejsze nie mogę sobie pozwolić, ale bardzo bym chciała 🙂
Podoba mi sie ten z MUA 🙂 mam podobny róż z Tarte , ale trochę o nim zapomniałam 😉 muszę go "odkurzyc" 😉
Oooo a ja zupełnie nie znam tej marki, muszę sprawdzić co to Tarte.
ja jednak ze względu na tę nieszczęsną parafinę daruję sobie kosmetyki do twarzy tych marek 🙂
W moim przypadku również w takim razie odpada ;/
Rozumiem, ja też unikam parafiny, ale na szczęście róże mi nie zaszkodziły choć też nie mogę ich używać non – stop.
Ładnie wyglądają, ten z MUA bardzo mi się podoba 🙂
Biorąc pod uwagę cenę są naprawdę genialne, nie ustępują jakością dużo droższym produktom.
Mnie do gustu przypadł ten cieplejszy odcień różu 🙂
Ja go ubóstwiam choć w tym z MUA podobno też nieźle wyglądam 🙂
ja te róże też bardzo lubię, przypomniałaś mi, że leżą i się marnują 😉
Kurczę za taką kasę są naprawdę świetne 🙂
Ostatnio patrzyłam na te roze ,ale właśnie na lekko brzoskwiniowy kolor. Nie wiedziałam za to ze sa trwale. Zwykle jak cos tanie to słyszę rowniez ze krotko trzyma!
No tak się utarło, że tanie = słaba jakość, ale na szczęście nie zawsze tak jest 🙂