Do wszystkiego w życiu trzeba dojrzeć – niby mega wyświechtane powiedzenie, a jednak wyjątkowo prawdziwe, po dobrze przyjętym poście o wyznaniach sędziwej blogerki postanowiłam pójść o krok dalej… O tym, że bloguję wie naprawdę sporo osób – zarówno moja rodzina jak i spora część znajomych. Ot po prostu z przypadku czy z mojej naiwnej szczerości. Myślę, że większość blogerek przeżywa ten sam schemat – jedni wspierają, są pozytywnie zaskoczeni, kibicują, czytają, lajkują bądź dumnie opowiadają, że mają koleżankę-blogerkę ( Kamil :* ). Z drugiej strony jednak pojawiają się Ci co dziurki nie zrobią, ale krew wypiją… „a po co?, a nudzisz się?, a nie masz innego zajęcia?, całe dnie spędzasz przed lustrem? ile Ty tego masz???”… i długo by wymieniać. Kiedyś naprawdę było mi przykro teraz stwierdzam, że po prostu z głupotą się nie wygra i tak jak niektórzy ludzie żyją w świecie mitów, zabobonów czy stereotypów typu „blondynki są głupie, każdy Polak to złodziej” tak samo nie wytłumaczy im się, że blog to nie tylko pasja jak zbieranie znaczków, ale również kupa ciężkiej pracy wielokrotnie przynosząca lepsze dochody niż tzw. „poważne zajęcia”.
O podejściu bliskich osób do blogowania mogłabym pisać długo. Rodzina początkowo była w szoku, nadmierna ekscytacja każdym napisanym słowem bywała zabawna, szczególnie gdy zanim dojechałam z Warszawy do rodzinnego domu, to rodzice wydzwaniali z tekstami ” coś Ty tam znowu napisała?” 🙂 Na szczęście oni nie ekscytują się takimi rzeczami, wiedzą o blogu, o wyjazdach, o konferencjach o kosmetykach, ale poza wsparciem i radością jaką okazują gdy opowiadam o jakichś małych sukcesach, nie są wtrącający się i pouczający, generalnie po prostu nie czytają go. W ogóle przy tym Dniu Dziecka muszę przyznać, że rodziców mam najwspanialszych na świecie i każdemu mogłabym życzyć takiej dwójki. Choć jesteśmy trochę taką włoską rodziną i bywa u nas głośno, to zawsze znajdujemy wspólny język i wiem, że mogę pogadać z nimi dosłownie o wszystkim. Współczuję ludziom, którzy przed własną matką wstydzą się cokolwiek powiedzieć. Dla mnie to chore. Ja mówię o wszystkim i we wszystkich najgorszych chwilach to oni wspierają mnie i mentalnie i duchowo i finansowo. Nie na tym polega życie w rodzinie żeby udawać, że wszystko jest OK po to, żeby ktoś inny lepiej się poczuł. Moi rodzice nie lubią tylko poruszanych przeze mnie prywatnych tematów. Nie byli zadowoleni o pisaniu o ciąży czy poronieniu. Sęk w tym, że ja paradoksalnie od wielu obcych osób uzyskałam w tamtym czasie większe wsparcie niż wydawałoby się od tych bliższych. A że taka forma psychoanalizy mi pomogła tak jak i mnóstwo Waszych historii i komentarzy, a także prywatnych wiadomości, to w tym miejscu, z dużym opóźnieniem, ale bardzo Wam dziękuję. Czasami dobre słowo czy niewielka troska potrafi zdziałać więcej niż to udawanie, że nic się nie stało czy lodowata cisza…
Miało być jednak o blogowaniu, więc poznajcie moje ukochane teksty i zachowania, które fundują mi osoby dowiadujące się o blogu ( na szczęście są to pojedyncze, ograniczone przypadki):
1. Nie możesz sobie znaleźć poważniejszego zajęcia?
Zanim trafiłam na zwolnienie lekarskie z zagrożoną ciążą, byłam ( w sumie to nadal jestem ) kierownikiem BOK w firmie handlowej. 8 godzin na etacie, spotkania zarządu ( jak to żałośnie dumnie brzmi ), terminy, zakupy, kontrahenci bla bla bla… rzeczywiście to zajęcie było poważne. No cóż, może nie jestem lekarzem czy prawnikiem bo to już w ogóle szacun czy powaga, ale chociaż ta praca na etacie nie wydawała się infantylna. Niestety blog to nie siedzenie przed lustrem od rana do wieczora, nie cykanie sweet foci z dziubkiem i 5 minut klikania w komputer. Przygotowanie jednego posta na blog trwa czasami ponad 3 godziny, a nawet więcej jeśli jest to post makijażowy. Latanie po domu w poszukiwaniu dobrego światła, układanie kompozycji, robienie zdjęć produktów, swatchów kolorów na rękach, pełnego makijażu, do tego puszczenie 350 przekleństw na to, że aparat nie chce złapać kolorów, potem obrabianie tych zdjęć, poprawianie jasności, kontrastu, nasycenia, zmniejszanie wagi, wrzucanie na bloga i opis… ufff… Wierzcie mi, to trwa. A poza blogowaniem tak samo sprzątamy, gotujemy, pierzemy, chodzimy na zakupy i mamy kupę innych obowiązków, które same się nie zrobią ( no niektórym pomoże mąż, mojego męża nie ma od rana do wieczora 6 dni w tygodniu, praca, gospodarstwo, budowa domu, więc jak już wyciągnę go na zakupy żeby nie dźwigać na 4 piętro tych siat po kilkanaście kilo to jest sukces, czasami zaopatruje mnie też tata – zresztą w tym miejscu kolejny raz mogę podesłać cudowny wpis znaleziony w czeluściach netu, który idealnie odwzorowuje racjonalne podejście do tematu KLIK). A na koniec, jak już cieszycie się z małego sukcesu to Wam powiedzą „sprzedałaś się”.
2. Sprzedałaś się
Tekst, który wręcz ubóstwiam. Bo kasa to owszem należy się, ale jak powleczesz się do roboty, urobisz po łokcie i w pocie czoła to tak, to jest wtedy praca. Ale jeśli zarabiasz na swojej pasji no to się sprzedałaś. Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że mam inteligentnych czytelników, jeśli chwaliłabym coś na blogu, a byłoby to zwyczajnie do kitu to szybko by się zorientowali, że ściemniam. Kłamstwo ma krótkie nogi i wiele blogerek właśnie na tym się przejechało. Stały się słupami, które chwaliły wszystko i wszystkim. Owszem, nie lubię czegoś takiego. Ale jeśli dostaję ciekawą propozycję od marki, którą lubię, zastrzegę sobie odpowiednie uwagi o swobodzie wypowiedzi itd. i owszem zarobię na tym to przykro mi, ale ja nie widzę w tym nic złego. Dodam, że ta mentalność to tylko u nas Polsce, bo za granicą nie dość, że otwarcie rozmawia się o zarobkach to nikt nie widzi nic złego ich zarabianiu. U nas za to chętnie ocenia się po pozorach, jakbyście nie wiedziały – ja to w ogóle żyję jak hrabina, leżę i pachnę, a miliony lecą mi z nieba 🙂 Sęk w tym, że przebywam na zwolnieniu lekarskim więc praca zarobkowa odpada, a świadczenia chorobowe, które nie wpływają na konto potrafią nieźle uprzykrzyć życie, ale to już inna historia. Znów w tym miejscu kłaniają się rodzice – mama, która oszalała na punkcie ubranek dla dzieci i kupiła już chyba wszystko i tata, który już czeka w bloku startowym do zrobienia maluchowi pokoju.
3. Ile Ty tego masz?
Kiedyś się krygowałam, wstydziłam, nie chciałam pokazywać. A teraz odpowiadam ” tak, mam, będę mieć jeszcze więcej choćby ciężarówkami mieli mi przywozić”, a w duchu dodaję ” a Ciebie niech zeżre Twoja chora zazdrość”. Ja komuś nie wyliczam ilości par butów, torebek, zmieniania samochodu co miesiąc, obiboczenia się w domu czy w ogóle czegokolwiek. Póki dana osoba nie krzywdzi innych to nic mi do tego co ją cieszy czy w co inwestuje. Owszem, mam sporo, dostaję sporo i tak samo sporo rozdaję. Internet jest pojemny, zapraszam każdego do założenia swojego bloga, poświęcania mu wielu godzin tygodniowo, ciągłego uczenia się i inwestowaniu – tak, tak, prowadzenie bloga to też koszty. Wtedy porozmawiamy o tym co jest „za darmo” bo blog to także wykup domeny, aparat, tła, statywy, softbox, dodatki do zdjęć… można wymieniać dłuuugo. Tak – ta pasja kosztuje. Może chciałby mi ktoś za darmo lustrzankę podrzucić? Nie? No właśnie – nic nie ma za darmo 🙂
4. No jak nie chcesz to daj
Kosmetyki rozdaję coraz rzadziej, mam czołowego odbiorcę czyli moją mamę, a także kilka bliskich koleżanek. Dlaczego? Wiadomo, że testuję sporo, często albo coś nie odpowiada mojej skórze, albo nie dopasowało się kolorystycznie, albo po prostu nie jestem zainteresowana danym produktem. Kiedyś chętnie proponowałam, że komuś coś oddam, ale jak słyszałam tekst ” no jak nie chcesz to daj, no nie wiem, no w sumie mogę wziąć” i inne tego typu zniechęcone odgłosy to cholera mnie trafiała. Nie chcesz – nie bierz, ale nie rób łaski, że weźmiesz. Nigdy nie oczekuję nic w zamian, bo po prostu jak ma coś leżeć i się zmarnować to lepiej dać komuś kto będzie tego używał. Najlepiej wymiany robiło mi się z moimi koleżankami w pracy, które zresztą serdecznie pozdrawiam :*, zawsze znalazły coś dla siebie, zawsze się ucieszyły, nikt od nikogo niczego nie oczekiwał, ani nie wymagał. W drugą stronę dostawałam ciastka, bo koleżanki mąż w ciasteczkowej firmie pracuje, herbaty, swojski wyrób, wór czarnego bzu, ciążowe ciuchy czy ślicznego kurczaczka robionego na szydełku i długo by tu jeszcze wymieniać. Normalnie i po ludzku, a nie z łaski na uciechę. Moja mama pracuje w ośrodku z m.in. trudną młodzieżą, wolę podać jej coś dla dziewczyn tam niż proponować innym osobom, które nie wiem – czują się może urażone tym faktem. Ja tam się nie urażam jak mi ktoś coś proponuję, jak chcę to biorę jak nie to dziękuję, ale nie robię przy tym miny cierpiętnicy z łaską przyjmującej daninę.
5. A co na to Twój mąż – wytrzymuje?
I tu znów może Was nie zaskoczę, ale mam wspaniałego męża ( dobrze, że on bloga nie czyta bo za dobrze by się poczuł, choć często mu to mówię ). To właśnie mój mąż, kupę lat temu zachęcił mnie do prowadzenia bloga. On kupił mi aparat ( tzn. Mikołaj hehe ), on szukał w budowlanym czegoś co się nada na statyw, on składał softboxa, znęcał się nad zdjęciami ciuchów, które pokazywałam… On wozi mnie na konferencje, kibicuje mi i zawsze okazuje olbrzymią cierpliwość. Doradza, ale nie poucza, dopinguje, ale nie krytykuje. I choć jego kosmetyki naprawdę zupełnie nie kręcą to cieszy się moim szczęściem. Oczywiście to nie tylko dlatego go kocham, ale jeśli rozważamy miłość blogowo to jest naprawdę idealnym mężem blogerki 🙂
Nie piszę tego wszystkiego po to aby się użalać, bo naprawdę pewne rzeczy mam od jakiegoś czasu po prostu brzydko mówiąc w dupie. Blog nadal jest dla mnie pasją i przyjemnością, a nie katorgą. Natchnął mnie do tego jednak niedawny wpis Balbiny Ogryzek KLIK, ręce mi opadły czytając o tym jak niektórzy ludzie mają pusto w głowie. Jeśli oni żyją takimi stereotypami to ja też w głowie mam zakompleksioną, nieszczęśliwą Genowefę ( wszystkie Gienie o otwartym umyśle upraszam o nie obrażanie się za użycie akurat ich imienia ), która siedzi w domu i czeka, aż Marian ( sorry tato, wiesz że masz specyficzne imię ) przyjdzie z roboty, zeżre michę zalewajki i uwali się na kanapie przed telewizorem na Trudnych Sprawach z puszką piwa. Ona zaś ogarnąwszy dzieciska, sprzątanie, pranie, gotowanie i całą stertę innych obowiązków, zasiądzie wreszcie do komputera i fejsbunia i ze swojej wrodzonej zazdrości i zgryźliwości pojedzie tej czy tamtej ładnej dziewczynie, a co tam – niech dziewczę płacze. Ona to ma poważne życie, a nie jakaś „blogierka”… I co? Nie fajnie to brzmi? To nie o Was? No to na przyszłość jeśli którakolwiek z Was pomyśli jakimiś chorymi, utartymi schematami to pomyślcie, że człowiek po drugiej stronie widzi w Was właśnie taką Genowefę… A teraz możecie mnie zjeść 🙂
Udanego Dnia Dziecka dla wszystkich dużych i małych 🙂 Jutro będzie chyba nowa Liferia więc zapraszam na openboxa 😉
Bardzo dobry tekst, też mam podobne zdanie. Trzeba robić swoje, cieszyć się każdym dniem i mieć wyje…ne na tych, którzy wolą dogryzać i piętnować zamiast sami coś ze sobą zrobić sensownego 🙂
Bo niektórzy uważają, że lepiej leżeć przed TV i nic nie robić niż zajmować się kosmetykami 🙂 Bo to głupie i infantylne, cieszę się natomiast, że telewizja działa na nich tak bardzo rozwijająco 😛
Zgadzam się w 100 % 🙂 ps. moje kosmetyki też czasem trafiają do tzw. trudnej młodzieży;lubię obdarowywać osoby, które autentycznie się tym cieszą, a kto nie chce też już giftów nie dostaje.
Grunt szczerze powiedzieć czy się chce czy nie, bo czasami ktoś chce, ale robi przy tym taką łaskę, że to mi jest głupio, że w ogóle proponuję…
U mnie wie tylko najbliższa rodzina, a ze znajomych chyba nikt. Już mnie chol*ra bierze jak co chwilę słyszę od sióstr, a masz może taki i siaki krem? a masz może taki szampon? itd "Serio masz? To mi daj" i tak przychodzą mi trzy baby, jakbym była sklepem 😛 Na początku mnie to nie wkurzało, ale teraz już tak 😛
Znajomych nie chce męczyć tą informacją, bo traktuje mojego bloga dość prywatnie, nie chce żeby każdy wiedział, że "ona dostaje milion kosmetyków za darmo" (śmiech na sali), a i tak marnuje pieniądze na własne kosmetyki, albo że wyciągam kosmetyki od biednych firm. XD
W końcu ludzie którzy w życiu nie mieli bloga i nie prowadzili go na poważnie, wiedzą najlepiej jak to jest być blogerką 😛
Czasami niektórzy nie potrafią zrozumieć, że testowanie produktu nie polega na jednokrotnym użyciu… Żeby wydać opinię serio trzeba danej rzeczy poużywać, więc takie nachalne dopominanie się jest po prostu nie na miejscu.
Ja początkowo w ogóle nikomu nie mówiłam, siłą rzeczy wiedziały moje koleżanki z którymi mieszkałam, ale potem powoli zaczęło się roznosić bo ktoś gdzieś coś wypatrzył. Najgorsze jest to umniejszanie czyjejś pracy, skoro ode mnie wymagają szacunku to i ja nie pozwolę się nie szanować 🙂
Świetny i mądry tekst. Myszom to wszystko z ust wyjęłaś… My na większość takich uwag odwracamy pyszczki i ignorujemy delikwentów. Jednym uchem wpuścić, drugim wypuścić – tak nas nauczyła Babcia Mysz, bo jak napisałaś "z głupotą ludzką się nie wygra".
Ja po tylu latach odważyłam się powiedzieć co o takich delikwentach myślę 😀
Rozwaliłaś system – świetny tekst! Zaglądam do Ciebie od dawna i bardzo lubię Twój blog. Nawet zimą byłam trochę rozczarowana przerwą, ale gdy potem napisałaś co się stało to było mi przykro. Mimo że Cię nie znam to wydajesz się bardzo ciepłą i miłą osobą. Ja kibicuję żebyś na blogu zarabiała bo moim zdaniem wtedy poważniej się do tego podchodzi i człowiek jeszcze bardziej się stara.
Powidzenia!
Anka
Dzięki 🙂 Wiadomo, że w blogu najbardziej chodzi o czytelników, gdybym nie miała potrzeby pisać publicznie to pisałabym do szuflady dlatego tak bardzo cenię sobie każdy komentarz. Dzięki wielkie za ciepłe słowa :*
Ja praktycznie nikomu ze znajomych nie mówiłam o blogu:) Wie tylko najbliższa rodzina, a adres zna tylko siostra:D choć możliwe, że niektórzy dalsi znajomi również na niego trafili tylko się nie chwalili, kto tam ich wie;)
Niestety ludziom się wydaje, że wszystko jest za darmo i bez najmniejszego wysiłku:) A prawda jest taka, że dużo blogów jest porzucanych po kilku wpisach bo zapał szybko opada.
Ja początkowo nikomu nie mówiłam, ale po tylu latach znajomi nawet przypadkiem na niego trafiali. Nie udałoby się utrzymać w totalnej tajemnicy. No i potem się okazało, że niektórzy są ekspertami w dziedzinie wszelkiej maści witryn internetowych i wszystko wiedzą lepiej, a już to, że dostałam "za darmo" jest taką wielką sensacją, że muszą to wytknąć na każdym kroku. A dokładnie tak jak piszesz – gdyby to był taki szał ciał to wiele dziewczyn nie rezygnowałoby tak szybko…
Oj tak często słyszę od koleżanek "po co Ci tego tyle". Rodzina jak na razie wspiera i promuje u znajomych moje poczynania choć sama raczej tego nie robię ;).
Po to żeby się pytały 🙂 Ja naprawdę nie cierpię takiego rozliczania z tego kto ile czego posiada 🙂
Z wieloma sprawami się zgadzam 🙂 A już najbardziej irytuje mnie, jak ktoś umniejsza pracę nad blogiem, nie zdając sobie sprawy, jakie to czasochłonne, albo myśli, że to nie generuje kosztów. Ja zdecydowanie wkładam w bloga więcej kasy, niż mogę uzyskać, wliczając w to barter nawet. Myślę, że dużo wynika z zawiści, żal mi takich ludzi :/
Wiadomo, że robimy to z pasji i dla przyjemności, ale jak osoba bez żadnej pasji, która spędza czas przed TV zaczyna robić sobie do mnie wycieczki to normalnie reaguję agresywnie. Ludzie mają różne zajęcia i to, że ktoś w wolnym czasie ogląda seriale, bierze udział w konkursach, gra na gitarze czy prowadzi bloga to jego sprawa. A umniejszanie czemukolwiek jest tak jak piszesz – wynikiem po prostu zawiści.
To smutne, że praktycznie u co drugiej Blogerki czytałam już o podobnych rozterkach, czyli skala problemu jest duża. Chciałabym wierzyć, że wynika to tylko z niewiedzy. Jak ktoś w tym nie "siedzi" to po prostu nie ma pojęcia jaka to czasochłonna i żmudna praca. Pozdrawiam 🙂 – Patrycja
Naprawdę czasami mam wrażenie, że nie wyszliśmy jeszcze z jakiegoś Ciemnogrodu. Kosmetyki to powód do śmiechu, jakaś infantylna zabawka pustych lal – a prawda jest taka, że prawie każdy kosmetyków używa i patrząc na miesięczną liczbę wejść na bloga to jak widać jednak ludzie szukają informacji. Ale zawsze trafią się mądrzejsi, sami nie robiąc nic, czepią się innych…
Oh, ileż już slyszalam, że mogłabym sobie znaleźć lepsze zajęcie. Najczęściej od kochanej cioci, która jeszcze nigdy mnie za nic nie pochwaliła, za to bardzo chciałabym żyć moim życiem. Jak usłyszała, że na blogu się zarabia, to usłyszałam "zarabiać coś z niczego? No proszę, a nie warto pisać o czymś fajniejszym? Na przykład o zdrowym odżywianiu? Ci tam jakieś kosmetyki czy coś".
Notoryczne to, notoryczne. Że zamiast tymi kosmetykami, to bym się zajęła czymś wartościowym. Że to, że tamto. Że lepiej jakbym schudła, jadła zdrowo, wyjechała do pracy – bla bla bla.
A teraz przedstawię obraz mojej ciotki – nigdy nikogo nie miała, nawet rodzina omija ją jak może. Prowadzi sklep ze zdrową żywnością a jest gruba jak bania i ciągle przeziębiona (za to mnie ciągle poucza co jest dobre na przeziębienie) i ogólnie jest najsmutniejszym człowiekiem świata.
Tak widzę każdego sfrustrowanego hejtera. Taka kopia mojej cioci:)
Nie tylko Twojej cioci 😉 Ja mam tu dookoła pełno takich hejterów, tylko jak im coś daję z kosmetyków to wtedy jest ok 😉
Takie "ciocie" to chyba najgorsza zaraza… przepraszam, że to mówię, ale tacy wysysacze pozytywnej energii zdarzają się wszędzie. Nigdy za nic nie pochwalą, nigdy nie uświadczysz od nich dobrego słowa, ale za to przyczepią się o najmniejszą bzdurę. One wszystko wiedzą lepiej, a pękają z radości, gdy mogą zdyskredytować kogoś w oczach innych. Tylko ciekawa jestem jak sobie radzą same ze sobą, gdy zostają ze swoją zgryźliwością w 4 ścianach…
U mnie wie tylko najbliższa rodzina i kilka najbliższych koleżanek. Chociaż nie wykluczone, że ktoś jeszcze przypadkiem trafił na mojego bloga i ukratkiem mnie obserwuje 🙂 Niestety wielu ludzi myśli, że prowadzenie bloga to nic takiego – ot, cykniesz kilka fotek, napiszesz parę zdań i nic więcej, a przy tym dostaniesz darmowe kosmetyki albo trochę grosza – pfff. Lepiej byśmy się wszyscy wzięli za poważną robotę i przestali myśleć o głupotach 😀
Ja przez długi czas nie miałam pojęcia, że niektórzy znajomi wiedzą. Wcale nie było mi z tym komfortowo bo na blogu pokazuje się chociażby swoją gębę z pryszczami czy bez makijażu 🙂 Z biegiem czasu jednak stwierdziłam, że jak ktoś ma z tym problem to niech nie zagląda, a jak zagląda i biedactwo umartwia się i krytykuje, to to jest jego problem – nie mój.
Poważna robota czyli jaka? Jak w gazecie, na portalach kobiecych czy w TV leci reklama kosmetyków to jest OK, ale jeśli Ty o tym napiszesz to jest to głupie i puste… Puste to są osoby, które reprezentują takie myślenie 🙂
Powiem Ci, że Twój wpis o poronieniu sama przekazałam dalej i pomógł mojej koleżance, która była w podobnej sytuacji…
Ja ciągle słuchałam, że cały dzień siedzę przed komputerem i nic nie robię 😉 Na szczęście mąż mnie wspiera i to najważniejsze 🙂 a i teściu niedawno zmienił zdanie 🙂
Współczuję koleżance i naprawdę nikomu nie życzę takich sytuacji i takiego traktowania, mam nadzieję, że choć odrobinę dodało jej to otuchy, bo zapomnieć to się o tym nie da.
Bo siedzenie przed komputerem to zawsze nieróbstwo, w pracy jak 8 godzin przed komputerem siedziałam to też "za lekko" miałam, bo " co ty się narobisz, lekka biurowa praca". Szkoda tylko, że poziom stresu level hard… No ale ktoś kto się w życiu nie miał czym stresować guzik z tego zrozumie. Grunt, że powoli ludziom zmienia się myślenie 🙂
Koleżanka ma się lepiej. Znowu jest w ciąży i jak na razie wszystko ok. Mam nadzieję, że tak zostanie bo to już 4 m-c 🙂
Ooo to trzymam kciuki, bo ja w sumie też 2 miesiące po zaszłam w kolejną ciążę. Wcześniej się nie staraliśmy, więc byłam w szoku, że tak szybko i te pierwsze obawy dosłownie odbierały mi całą radość. Teraz zaczynam 7 miesiąc i choć faktycznie obawiam się o każdy dzień to radość pozwala zapomnieć o stracie.
Dziękuję Ci za ten tekst. Mam nadzieję, że Ci którzy mają blogowanie za coś niepoważnego przeczytają to i przemyślą sprawę. A na pewno już ten post pomoże mi – do tej pory wstydziłam się mówić, że jestem blogerką, nawet przywykłam do mówienia "prowadzę swoją stronę internetową", bo ma to mniej negatywny oddźwięk niż "prowadzę bloga" 🙂
Pozdrawiam serdecznie:)
Wcale Ci się nie dziwię bo ja też zawsze mówiłam, że prowadzę stronę internetową. Gdy mówiłam o blogu ludzie myśleli, że piszę pamiętnik nastolatki. Dopiero jak ktoś zobaczy sprawę "od kuchni" to zdaje sobie sprawę, że to wcale nie takie łatwe i proste.
Również pozdrawiam cieplutko 🙂
Prowadzę bloga od niedawna- najpierw były to relacje z kampanii ambasadorskich, teraz współpraca z firmami i recenzje produktów. Ostatnio usłyszałam: "Ty to się wszędzie wepchnąć." Od teściowej mojej koleżanki, bo w ramach testu dostałam produkty, którymi się z nimi podzieliłam. Zapraszam Cię do mnie: http://onitestuja.blogspot.com/?m=1
Ehhh wepchnąć… ale jak coś dajesz to wtedy im nie przeszkadza. Głupie podejście.
Zgadzam się z Tobą! 🙂 Szczególnie ze słowami – "Póki dana osoba nie krzywdzi innych to nic mi do tego co ją cieszy czy w co inwestuje". Są rzeczy, które mnie nie kręcą, nie interesują, ale nie patrzę z pogardą na ludzi, którzy to lubią, jeżeli nie krzywdzą mnie, nic mi do tego, jaką mają pasję.
A sprzedanie się według mnie jest dopiero wtedy, jak bierze się wszystko i pisze w superlatywach, pomimo tego, że takie nie jest. Jeśli można zarabiać na pasji, to nie jest to nic złego , ba, uważam, że warto korzystać z takiej okazji!
Otóż to… Uważam, że lepiej mieć pasję niż nie mieć i całe dnie spędzać przed TV albo plotkując z sąsiadkami… Mimo to też nigdy nikomu się nie wtrącam w jego życie. Jedni chcą się rozwijać i do czegoś dążyć, inni nie – ich sprawa. Ale gdy ktoś nie ma pojęcia o danej rzeczy, a krytykuje i wyśmiewa to po prostu świadczy to tylko o jego poziomie.
Ha ha ha niezłe podsumowanie. Ja czasami muszę sobie pewne rzeczy przewartościować i zaczynam mieć wiele rzeczy w tym pewnym ciemnym miejscu.
Moje szczęście polega na tym, że mam wspaniałą rodzinę i znajomy ,którzy są dumni ze mnie i mojego blogowania!
Ja też zupełnie inaczej podchodzę do tego niż kiedyś, ale po tylu latach stwierdziłam, że warto co niektórym odświeżyć trochę myślenie zanim zgnuśnieją w swojej niewiedzy 🙂
Kochana świetny post!!!
Zgadzam się z Tobą w 1000%
Mimo iż połowę końcówki posta mogę podpiąć pod siebie to jednak nie hejtuję i nie zazdroszczę. Staram się wbrew mojemu kochanemy Menowi prowadzić bloga ale po porodzie robię to wtedy kiedy pozwala mi na to czas, czyli zdecydowanie rzadziej niż przed porodem. Za niespełna miesiąc wracam do pracy, będę miała czas na pisanie, ale nie wyobrażam sobie Młodego samego zostawiać.
Są Blogerki, które super piszą i bardzo im kibicuję, ale są też czasem Blogerki które myślą, że są niewiadomo kim…
Kochana bo tu nie chodzi o to czy ktoś siedzi w domu z dzieckiem czy robi karierę w międzynarodowej firmie – chodzi o podejście do ludzi i do życia. Niestety niektórzy ludzie są albo zazdrośni w chory sposób albo nie są w stanie wyjść poza swoje ograniczenia i zrozumieć nową sytuację. To tak jakby powiedzieć, że praca górnika jest lepsza od pracy lekarza bo ten pierwszy bardziej się zmęczy…
Oj tak, mania wyższości czasami jest przerażająca. Jest wiele świetnych blogerek, które osiągnęły sukces i jakoś nie zrobiło im to wody z mózgu, a są niestety też takie, które po prostu oderwały się od ziemi… Cóż, wtedy upadek z pewnej wysokości bywa bardziej bolesny… 🙂
Nie wiem dlaczego blogowanie nudzi tyle niezdrowych emocji…Może dlatego, że nadal traktowane jest w kategorii nowości. A co nieznane bezpieczniej skrytykować…No nie wiem…Niemniej najlepiej robić swoje i się nie przejmować.P.S A na drugim zdjęciu przypominasz mi Kalinę Jędrusik "Bo we mnie jest seks…" 😀
Kiedyś blogi reklamowano jako internetowe pamiętniki… Wiele osób nadal myśli, że pisać bloga to znaczy prowadzić zapiski nastolatki… A jak już mówisz, że o kosmetykach to patrzą na Ciebie jak na pustą dziunię… Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że tam po drugiej stronie ekranu nie siedzi 15-latka ( i nie mam tu absolutnie nic do nastolatek i nie lubię narzucania tej łatki infantylności ), a dorosła kobieta, która na co dzień ma mocno poważne zajęcia i pracę.
Ojej dzięki 😀
"Lepiej byś okna umyła, a nie siedzisz przed tym komputerem" 😀 Oj, dużo jestem w stanie życiowych tekstów wymyślić 😀 A zdjęcia same się zrobią, obrobią, tekst się napisze i doda, komentarze też się przecież same odpiszą 😀
Każdy zdrowy człowiek powinien znaleźć porę na relaks, ludzie którzy widzą tylko robotę i nie umieją odpoczywać są dla mnie dziwni i ja nie chcę iść taką drogą. Mój mąż relaksuje się oglądając samochody i maszyny rolnicze, ogląda głupie filmiki na YT albo puszcza mi jakieś durne piosenki 😀 Skoro lubi i to mu pasuje to czemu mam mu zabraniać, to jest jego forma odpoczynku od codziennej pracy. Wolę to niż nadmierne chodzenie na piwko z kumplami jak co niektórzy mają w zwyczaju. Tak samo ja – prowadzę bloga w ramach mojego wolnego czasu i sprzątanie czy inne rzeczy nie mają tu nic do tego 🙂 Lepiej mieć jakieś hobby niż go nie mieć 🙂
Kochana, pięknie to wszystko napisałaś – nic dodać nic ująć! I możemy sobie przybić piętkę, mój mąż też zachęcił mnie do założenia bloga jak i również wspierał i wspiera do dziś w wielu rzeczach, które tego dotyczą 🙂
Oj to wsparcie jest na wagę złota. Ile razy miałam momenty zniechęcenia… A on zawsze mówił, żebym odpoczęła i wróciła. Bo to tyle lat pracy. I faktycznie zawsze wracałam 😉
Od kilku dni chodzę z myślą zrobienia podobnego posta. Wyjęłaś mi to wszystko spod klawiszy, wiesz o tym? Niektórzy próbują umniejszać moje sukcesy, gadając – i co z tego masz!? Starsza sąsiadka stwierdziła, że ten blog mnie męczy i powinnam robić co innego, jakby inna praca już nie męczyła 😀 Ile ty tego masz! Jak byś to sprzedawała, miałabyś tyle kasy! 😀 nosz qrwa mać, każdy wie lepiej, każdy musi dowalić swoje mądrości 😀
Ja po prostu nie ogarniam co ludzi tak bardzo w tym boli i czy tylko urobienie się po łokcie świadczy o wykonanej pracy… Nie umiem wytłumaczyć tego wszystkiego inaczej niż albo zazdrością, albo ciemnogrodem…
Fajnie i szczerze. Bardzo mi się podoba, że nie owijasz w bawełnę! Nas zawsze wszyscy pytają, czy zarabiamy na blogu, a jak mówimy, że nie to są zaszokowani, że chce nam się pisać XD
Nie mam nic do zarabiania na blogu, ale jeśli dla kogoś to po prostu pasja jak jazda na rowerze to co w tym dziwnego. Nie rozumiem dlaczego jedno hobby ma być lepsze od innego…
Świetne wyznanie i piękne zdjęcia. U mnie ze znajomych prawie nikt nie wie, że piszę bloga, tylko te osoby, które same na niego natrafiły. To koledzy mojego chłopaka wiedzą i są z tego wręcz dumni. Z rodziny wie moja siostra, bo obdarowuję ją kosmetykami i po części moja Mama. Niestety, nie lubię się z tym dzielić, bo nie lubię być oceniana. Jestem też z natury bardzo skromna, a to akurat wiem, że wychodzi mi na złe 🙂 Chłopak szalenie mnie wspiera, odbiera paczki, odwozi na spotkania i czasem nawet testuje 😀 Po prostu jakąś pasję mieć trzeba, a ta jest piękna, bo można spotkać takich ludzi jak Ty. I świadomość o tym, że pasję mamy taką samą jest naprawdę piękna 🙂
Ja też nie opowiadam chyba, że wyjdzie to przypadkiem. Niestety prawie nigdy nie spotykam się ze zrozumieniem – zawsze jest to albo śmiech, albo politowanie albo wręcz dziwna złość. Że już nie wspomnę o komentarzach "ile Ty tego masz". Nie wiem dlaczego jedna pasja jest lepsza od innej i dlaczego akurat kosmetyki niektórym tak źle się kojarzą…
Bardzo fajny, szczery tekst!
Ludźmi nie ma co się przejmować.
Ja na szczęście nie spotkałam się z takimi opiniami na mój temat (a przynajmniej nie w twarzą w twarz, a też bloguje dość długo).
Podziwiam, wiem jak to jest blogować i pracować na etacie (czasem po więcej niż 8h dziennie). Utarło się, że to zajęcie dla osób, które nie mają co robić ze swoim życiem. A tu proszę – da się pracować i dodatkowo znaleźć czas na pasję.
Pozdrowionka! 🙂 Tak trzymaj!
Dokładnie, dodajmy, że wiele dziewczyn ma naprawdę poważne i odpowiedzialne zawody na co dzień. Nikt nigdy nie ośmieliłby się nazwać ich pustymi dziuniami, ale gdy mówią, że piszą bloga to zaraz patrzą się ludzie jak na jakieś infantylne małolaty…
Jestem u Ciebie po raz pierwszy…Nie znam Cię…ale ten tekst bardzo mnie wciągnął..i uważam, ze wiele w nim racji. Brawo za szczerość i trzymaj tak dalej! Pozdrawiam
Dzięki 🙂 W zasadzie napisałam go z myślą o puszczeniu na prywatnym profilu, bo już nie mam cierpliwości powtarzać w kółko tego samego 🙂
Pisanie wpisów pochłania wiele pracy,zaangażowania i wytrwałości. Niektórzy tego nie rozumieją. Zawsze przemawia chora zazdrość, dlatego nikt poza najbliższymi – nie wie o blogu!:)
No właśnie to nie jest 5 minut, to są często bardzo długie godziny. Pielęgnacja idzie szybciej choć trzeba poświęcić jej więcej uwagi przy testach, ale za to kolorówka – czasami po kilku godzinach robienia zdjęć po prostu mam zakwasy 😀
Bardzo udany post .., i popieram jesli ktoś mi robi łaskę to mam go w czterech literach liczy sie zwykła uczciwość i bezinteresownosc i rzeczywiście za granica jesli ktoś zarabia 4/5 tys eur to norma nikt nie krzyczy o ooo tyle masz . .. pozatym blog to tez forma ciężkiej pracy i czasami moze przeistoczyć sie w dobrze prosperująca markę czy firmę a my przeciez wlasnie przez twojego bloga sie poznaliśmy ps ja tez nie słodzę mężowi bo przy jego 60 tce to by chyba zaczął fruwać a tak spokojny jest . ..buziaki Gosia
Czasami już naprawdę męczą mnie te złośliwe komentarze… Jak mówisz, że jesteś managerem w firmie handlowej to nikt uwagi Ci nie zrobi, ale jak powiesz, że prowadzisz bloga to zaraz głupie uśmieszki… Biorąc pod uwagę, że jestem 2 w 1 to zobacz jak krzywdzące jest czasami to ocenianie innych. Nikomu nie każę czytać, lubić, oglądać, ale skoro ja szanuję pracę czy hobby innych to sama też tego wymagam.
Hahaha 🙂 No tak, czasami wystarczy pochwalić i zaraz coś napsocą 🙂
Ja nie raz słyszałam – Po co ci ten blog ? I tak z tego nic nie masz ? itp. A ja robię swoje, a mąż czasami pomaga :).
To tak jakbym pytała kogoś " po co Ci te znaczki, chce Ci się tak jeździć na tym rowerze – ogródek byś skopał…" 😀
Nie zapomnę, jak razem z mężem siedziałam 3 dni, nad tym by zrobić zdjęcia cieni. Tak by zdjęcia oddawały kolor. 3 dni naszej pracy, plus 2 dni obróbki tych zdjęć i dzień pisania notki. Dużo… Cóż, ja piszę dla siebie, w sumie przestało mi zależeć, po tym jak zauważyłam, że blogi teraz prowadzi się dla pieniędzy i giftów. Nie mówię, że to źle, tylko jako dziwnie mi z tym, może dlatego, że mój blog aktualny raczkuje? Sama nie wiem, nie istotne, grunt to robić swoje. 🙂
Oj w blogowaniu zmieniło się bardzo dużo, ja swojego pierwszego bloga założyłam w 2008 roku, gdybym wtedy wiedziała jak to dalej się potoczy… 🙂 Z czasem, gdy pojawiają się sensowne propozycje naprawdę fajnie jest go rozwijać, ale prowadzenie bloga dla samych giftów to nie dla mnie.
Świetny wpis!!.U mnie mąż mi kibicuje to taki mój mały świat i odskocznia
Wbrew pozorom każdemu przydałaby się taka odskocznia, niezależnie od tego czy jest nią czytanie książek, kino, rower, pływanie czy zbieranie znaczków. To po prostu pomaga się nieco oderwać 🙂
Świetny tekst! Jakże prawdziwy-trochę to jednak smutne. Ale pewnych rzeczy/ludzi nie da zmienić. O moim blogowaniu wie tylko mój mąż i to mi w zupełności wystarczy😊
No właśnie smutne jest to, że ludzie nie akceptują czegoś innego. Wszystko musi być znane i sztampowe…
O moim blogu wie mąż i mama i tyle. Nie czuje potrzeby aby każdej znajomej czy krewniaczce chwalić sie blogiem. To mój wolny czas co komu do tego jak go spędzam. Pozdrawiam 🙂
Ja w ogóle przez wiele lat nie mówiłam nikomu, ale biorąc pod uwagę, że mieszkałam z kilkoma koleżankami, potem z kuzynką itd. to się rozniosło bo przychodzące paczki i siedzenie przed kompem po prostu samo z siebie wychodziło, nie wszystko da się ukryć 🙂 Ba! wiele znajomych trafiło na mój blog przypadkowo 🙂 No i wtedy nastąpił podział obozów 🙂
Bardzo dobry wpis. Bardzo. Niestety u nas w PL (obecnie mieszkam w AT) powiedzenie wprost, że jest się blogerką wywołuje gromki śmiech w towarzystwie, lub krzywe uśmieszki. Wciąż istnieje stereotyp, że blogerka to nastolatka, które z nudów pisze nocami co ją tam boli, albo osoba, która ma za dużo kosmetyków opowiada co tam sobie kupiła. Dramat.
Niestety nie mam tak szczęśliwej sytuacji rodzinnej jak Ty, moi rodzice to ludzie ciężkiej, fizycznej pracy. Taki zawód jaki uprawia mój "niemąż", czy praca zdalna, blogerka to już w ogóle bezrobocie, wymysł, chwilowa zajawka. Oczywiście tłumaczenie, że jest mi po tym lepiej, poznałam wielu ciekawych ludzi, inspirujące teksty, to jak grochem o ścianę. Bo co inspirującego może być w kosmetykach i siedzeniu przy toaletce i pindrowaniu się …
Z drugiej str wspiera mnie mój niemąż (ostatnio mam fazę na to słowo bo po 6 latach związku ciężko mówi się mój chłopak:) ) bardzo mnie wspiera. Zawsze chciałam to robić, tylko spotykałam się z opinią, że to głupie i puste i lepiej iść do korpo i zarzynać się dla większego dobra.
Cieszę się jednak, że my młodzi mamy coraz bardziej otwarte umysły. Ostatni akapit to jest esencja tego, co się dzieje teraz w PL. Mam wiele koleżanek w moim wieku, dwoje dzieci, wielkie wesele, a na insta mają opis "Karolina, żona Marcina"…. To kogo są żonami je definiuje.
Dziękuję za ten wpis 😉
Dokładnie tak – taką ludzie mają wizję! Bo kosmetyki to fanaberia…
Wiesz, moi rodzice też są raczej starsi i pewne rzeczy trzeba im wytłumaczyć. Ale jak pokazałam, powiedziałam co to, to jakoś nigdy nie usłyszałam, że jestem głupia. Może dlatego, że mama mimo ogromu zajęć i ciężkiej, dyżurowej do niedawna pracy, zawsze o siebie dbała.
Gdyby nie mój mąż to już ze 3 razy dałabym sobie spokój z blogiem. Może zabrzmi to dziwnie bo choć szanuję instytucję małżeństwa, to dla mnie nie jest ono żadnym awansem społecznym i jak ktoś mi mówi, że jego życiowym osiągnięciem jest wyjście za mąż to wiem, że się nie zrozumiemy. To nigdy nie był dla mnie obowiązkowy punkt do odhaczenia, bo czasami wszyscy wiemy jak bywa z tym zakładaniem rodziny na siłę.
I tak jak piszesz – płytkie jest to, że dla niektórych to jest właśnie szczytem samorealizacji…
Z wielką przyjemnością przeczytałam ten wpis. Nie dość, że zilustrowałaś go przepięknymi zdjęciami (chyba to one nadały temu artykułowi odpowiednich emocji, pokazały, to o czym wspominałaś najważniejsze jest wsparcie bliskich)to poruszyłaś wiele bardzo ważnych aspektów, które niestety są prawdziwe i dotykają każdą osobę prowadzącą działalność w internecie.
Mierzi mnie takie ocenianie… Jakoś nie oceniam człowieka po tym czym się zajmuje, bo tu nawet wykształcenie ma niewiele wspólnego z tym jakim kto jest człowiekiem. Stawianie się ponad innymi świadczy tylko i wyłącznie o poziomie danej osoby. Dlatego czasami te krzywe uśmieszki i złośliwości przelewają czarę goryczy…
Mimo, zę moj blog jest poświęcony zupełnie innej branży, rteż czesto spotykam się a) z hejtem b) z pazernością (a co Ty z tego mas?). No i standardowe pytanie – czy nie mam nic innego do roboty… I nie chce mi się strzępic języka na tych ludzi…
Wiesz, czasami po prostu jakoś czara goryczy się przelewa. Osobiście uważam, że nie powinno być 100% anonimowości w sieci, bo co innego konstruktywna krytyka, a co innego złośliwości i jawny hejt. Na szczęście co niektórych daje się namierzyć ( SuperStyler namierzyła jedną taką idiotkę, dziewczyna straciła pracę – może ją to czegoś w życiu nauczy ). 🙂