Jeśli śledzicie mnie na Instagramie to wiecie, że jestem totalnym kawoholikiem. Nie tylko w kwestii spożycia, ale ogólnie w kwestii zainteresowania samą kawą również. Od lat marzyłam o full automatycznym ekspresie. W tej kwestii nie do końca mieliśmy z mężem zgodność – ja chciałam totalnie na bajerze, a on żeby był łatwy w czyszczeniu i konserwacji… Ciężko w to uwierzyć, ale Philips LatteGo 5400 okazał się być idealnym połączeniem naszych wymagań! Od 2 tygodni żyję chyba tylko na kawie i coś czuję, że nie prędko mi się znudzi.

Philips LatteGo 5400 – fukcje
Nie będę Wam tu klepać parametrów technicznych sprzętu bo to wszystko możecie sobie sprawdzić na stronie Philipsa. Ja tu jestem od recenzji, a nie od kopiuj-wklej, czego nota bene strasznie nie znoszę.
Krótko i na temat:
- Aż 12 rodzajów kaw plus opcja spienionego mleka ( na której bardzo mi zależało ) i gorącej wody
- Aksamitna pianka i mega łatwe czyszczenie całości
- Wygodny i czytelny panel sterowania
- Możliwość szczegółowej personalizacji każdego napoju
- 4 profile użytkownika
- Extra Shot czyli funkcja mocniejszej kawy dzięki dodatkowej porcji Ristretto
- Ceramiczny młyn i 15 bar gwarantują perfekcyjne espresso

Ekspres automatyczny w praktyce
Ekspres Philips LatteGo 5400 cenię sobie za intuicyjność. Na każdym etapie podpowiada nam co mamy zrobić. Od dolania wody, przez dosypanie kawy czy wymianę filtra. Wybór kaw jest moim zdaniem świetny i z mężem nieźle się w nim uzupełniamy bo pijamy zupełnie różne. Wielkim plusem jest dla mnie funkcja samego spienionego mleka. Osoby, które mają dzieci z pewnością to docenią. Jest to niesamowita frajda dla malucha, gdy razem z rodzicami może raczyć się swoim napojem. Dla mnie wielką zaletą jest też funkcja Extra Shot czyli dodatkowe Ristretto. Lubię kawę mocną i esencjonalną, nie przyznam Wam się z ilu łyżeczek parzyłam przelewy. Taki strzał Ristretto do Cappuccino ratuje mnie o poranku.

System LatteGo – serio taki świetny?
Być może kiedyś dostrzegę jakieś minusy, ale na ten moment jestem nim absolutnie zachwycona. Mój mąż nie chciał ekspresu z automatycznym spieniaczem bo od razu sam się pienił oznajmiając, że „on nie będzie po mnie tego mył”. Phi! łaskawca! Dzięki Philipsowi nawet taki leń jak ja sobie umyje bo pojemnik na mleko zdejmuje się jednym ruchem. Można zarówno przechowywać go w lodówce gdy nie wykorzystamy całości jak i na speedzie umyć pod bieżącą wodą. W zmywarce też! A zdejmowana pokrywka pozwala uzupełniać poziom mleka nawet w trakcie parzenia. Kocham espresso i to moja podstawowa, poranna kawa, ale po południu lubię strzelić sobie cappuccino czy flat white. Kawa z po prostu dolanym mlekiem to nie to samo. Ta mega aksamitna pianka, którą można dosłownie jeść łyżką jak jogurt to dla mnie mistrzostwo świata.
Dla kogo jest Philips LatteGo 5400?
Generalnie to mogłabym tak piać i piać z zachwytu i to co dla jednych może być minusem dla innych będzie wręcz zaletą. Moim zdaniem jest to ekspres dla osób, które faktycznie kochają kawę i poszukują czegoś co przygotuje im tak samo doskonały napój jak w kawiarni. Jeśli Waszą ulubioną kawą jest po prostu zalewajka to wydatek jest serio zbędny. No chyba, że chcecie zaskoczyć gości kremową Latte Macchiato.
Minusy?
Jak każdy ekspres automatyczny – jest dość głośny. Ale to żadna nowina. Kto był w kawiarni ten wie, że espresso nie robi się po cichu. Ściana za kubkiem w moim przypadku szybko robi się upalcowana, więc jeśli macie hopla na punkcie czyszczenia to trzeba robić to regularnie i to łagodnymi środkami.
I na ten moment to tyle…
Czyści się świetnie, pojemnik na fusy wyciąga się bez problemu, tacka ociekowa wysuwa się jak szufladka, zbiornik na wodę również. Czego chcieć więcej?
Pijacie kawę? Dajcie znać jaka jest Waszą ulubioną?