Ponieważ w najbliższych dniach zamierzam zrobić wreszcie użytek z niedawno zakupionej farby L’Oreal INOA z Hairstore.pl, postanowiłam wreszcie rozprawić się z opinią na temat drogeryjnej farby L’Oreal Prodigy w odcieniu 4.0 Sepia. Farbę kupiłam dość przypadkowo – tradycyjnie poszłam po Garnier Olia, po chwili wahania trzymałam w ręku L’Oreal Casting, z którym pożegnałam się jakiś czas temu, ale gdy wypatrzyłam na opakowaniu Prodigy informację o „braku amoniaku” postanowiłam skusić się właśnie na nią. Tym sposobem przerobiłam dwa opakowania i nie wykluczam powrotu. Dlaczego?
W pudełku z farbą L’Oreal Prodigy znajdziemy tubkę z koloryzatorem, tubkę z aktywatorem, buteleczkę z odżywką, rękawiczki i instrukcję. Już na dzień dobry mogę powiedzieć, że odżywki dołączane do farb nie służą moim włosom, przy pierwszym farbowaniu użyłam produktu z zestawu, ale nie spełnił moich oczekiwań, więc przy kolejnych koloryzacjach zaufałam już moim prywatnym zbiorom.
Uwagę mogę mieć również do rękawiczek – kiedyś do farb L’Oreal były dołączane naprawdę świetne egzemplarze – wygodne, dobrze dopasowujące się do dłoni, w których nie pociliśmy się. Obecnie widać, że idą po najniższej linii oporu – para zwykłych, szerokich, niewygodnych rękawiczek, do których dłoń dosłownie się przykleja to ich znak rozpoznawczy. Szkoda, wielka szkoda!
Farbę nakładamy przy pomocy miseczki i pędzelka. Ma kremową konsystencję o przyjemnym zapachu. Łatwo się aplikuje, nie spływa z włosów i naprawdę daje olbrzymi komfort koloryzacji. Minusem jest dla mnie to, że ciężko „na oko” podzielić opakowanie na dwa razy. Z reguły farbuję tylko odrosty i całe opakowanie farby to dla mnie zwyczajni zbyt wiele :/
Z natury jestem mysią blondynką jednak od wielu lat farbuję się na chłodny, ciemny brąz. Zarówno Casting jak i Olia dawały w moim przypadku bardzo intensywny efekt. Szczególnie Casting był niezłym oszukańcem – wybierałam brąz, a kolor na włosach wychodził prawie czarny. Od dawna więc próbowałam zejść z tak ciemnych włosów na rzecz brązu z prawdziwego zdarzenia. Kupując Sepię nie miałam wielkich nadziei. Okazało się jednak, że kolor wychodzi naprawdę śliczny. Owszem jest dość ciemny, ale zdecydowanie widać, że to brąz. Dodatkowo nie tworzy jednolitego hełmu, na włosach pobłyskują jaśniejsze refleksy co pozwala uzyskać zdecydowanie bardziej naturalny efekt.
Kolejne porównanie z Castingiem i Olią – obie te farby trzymały się na moich włosach w nieskończoność. Szczególnie Casting – nigdy nie zdarzyło mi się, aby wypłukał się z włosów. Choćbym nie wiem jak długo czekała to i tak kończyło się smętnymi odrostami i ciemnymi na długości włosami. L’Oreal Prodigy jest zdecydowanie delikatniejsza, z biegiem czasu równomiernie wymywa się z włosów. Czupryna zyskuje coraz więcej jasnych refleksów. Nie zdarzyło mi się, aby wymyła się całkowicie, ale zdecydowanie ułatwiła mi zejście do delikatniejszego brązu.
Jeśli chodzi o skład to darujcie mi, ale nie odpowiem Wam czy farba faktycznie jest bez amoniaku, czy skład jest dobry itd. Mam świadomość tego, że farby drogeryjne to czysta chemia i z pewnością nie służą ani naszej skórze, ani tym bardziej naszym włosom. Owszem, obecnie wzbogaca się je naturalnymi olejkami, ale tak jak w przypadku Prodigy – bazą często jest parafina. Parafina – babciom znana jako nafta kosmetyczna, bardzo dobrze sprawdza się na moich włosach jako „olejowanie awaryjne”. Po nafcie moje włosy są pięknie lśniące, miękkie i sypkie. Podobnie jest po farbowaniu – włosy sprawiają wrażenie niesamowicie wypielęgnowanych. Oczywiście obawiałam się, że wystarczą 3-4 mycia, a pokażą się na nich zniszczenia. Farba na szczęście okazała się nie być wybitnie inwazyjna i nie zauważyłam pogorszenia stanu moich i tak z natury suchych włosów.
Jak zwykle staram się być jak najbardziej wiarygodna, ale niestety tym razem nie dysponuję lepszymi zdjęciami „efektów”. Brak światła i brak pomocnika do zrobienia zdjęcia nie ułatwiły mi życia. Wszelkie samodzielne próby zupełnie nie odzwierciedlały uzyskanego koloru, wbrew pozorom, wyżej pokazane zdjęcie było najbardziej zbliżone do realu. Liczę na wyrozumiałość 🙂
Kończąc ten przydługi wywód mogę jeszcze raz przyznać, że jest to udana farba drogeryjna, która jako nieliczna nadaje się do suchych i kręconych włosów. Jej cena waha się w granicach 20 zł. Często jednak można dorwać ją w promocji. Choć lubię Castinga i Olię to mimo wszystko L’Oreal Prodigy 4.0 Sepia przebiła je praktycznie w każdym aspekcie.
Miałyście już może z nią do czynienia?
Kolor mi się podoba : ]
Ja też byłam z niego bardzo zadowolona, fajnie, że nie jest taki "płaski" 🙂
Zastanawiam się czy nie skusić się na nią przy okazji następnej koloryzacji.
Muszę przyznać, że mnie pozytywnie zaskoczyła, a początkowo podchodziłam do niej bardzo nieufnie.
Świetny szablon 🙂 Ja już dawno zrezygnowałam z farb, polecam post na blogu mfairhaircare o farbach z amoniakiem i bez, bo się okazuje, że jednak te bez są znacznie bardziej niebezpieczne:)
O dzięki muszę koniecznie zajrzeć. U mnie sprawa jest o tyle skomplikowana, że po farbach z amoniakiem nie chcą mi się kręcić włosy 🙁
Kolorek fajny , ale ja raz w życiu farbowałam włosy i już powiedziałam że nigdy więcej ;/
przez to teraz mam okropne problemy z wypadaniem , ale staram się je ratować olejowaniem i wcierkami.
Pozdrawiam
Też chciałabym nie farbować… niestety mój naturalny kolor totalnie mi się nie podoba, a do henny nie mam cierpliwości :/
Moje włosy z kolei kochają odżywki z farb Loreal. Aż żałuję, że nie sprzedają osobno. Niestety farby bez amoniaku już nie na moje włosy, dlatego z Castngu przerzuciłam się na farby Garniera 🙂
O widzisz – wszystko zależy od włosa, moje kręciołki są w ogóle bardzo wymagające i kapryśne :/
Nie miałam okazji jej jeszcze stosować , może wybiorę coś z tej serii ale na pewno jaśniejszy odcień 🙂
Rozumiem 🙂 Ja w sumie nigdy nie farbowałam się na jasno choć z natury jestem prawie blondynką 🙂
Bardzo ładnie ale parafina to jednak zupełnie coś innego niż nafta mimo, że obie ropopochdne 😉
Niestety będę się spierać, może nie każda nafta ale bardzo wiele w tej chwili opiera się na parafinum liquidum, czyli płynnej parafinie – nie każda nafta to Petroleum 🙂
😉 Petroleum to nafta a jeśli opiera się na parafinum liquidum to naftą już nie jest tylko oszukaństwem. To chyba tak jak "uszlachetniony olejek" bieledy 😉 . Martusiu u mnie to zboczenie zawodowe wyłapywanie takich nieścisłości – absolutnie nie wpływa to na szacunek i moje uwielbienie Twojego bloga. I tak jest super <3
Spoko, ja absolutnie się nie gniewam i rozumiem Twoje podejście bo sama z racji na czas spędzony w laboratorium lubię sprawdzać składy. Takich oszukanych naft jest niestety coraz więcej – akurat specjalistką w tej dziedzinie nie jestem, ale spotkałam się już z kilkoma opartymi właśnie na parafinie i byłam zdziwiona, że parafina tak komuś mogła włosy wzmocnić … 🙂
Aaaa a tak w ogóle to bardzo dziękuję za miłe słowa :*
Wiara czyni cuda 😉 Miłego dnia
Ni zaprzeczam, aczkolwiek czasami tak ciężko uwierzyć 😀 Wzajemnie – buziaki 🙂
kolorek podoba mi się 🙂
Taki przyjemny, chłodny brąz 🙂
Mnie też Casting potrafił nieźle nabrać 🙂 Kiedy jeszcze farbowałam włosy, to używałam zazwyczaj mroźnego mocchacino i wychodził bardzo ciemny brąz.
Mnie bardzo to zezłościło, ja rozumiem, że kolor z reguły wychodzi ciemniejszy, ale u mnie farbowanie za każdym razem kończyło się prawie czernią :/
miałam ją w odcieniu blond 2-3 razy i za każdym razem niestety nie sprawdzała się. Moją ulubienicą jest creme gloss z loreala, ale nie ma jej w rossmannie, więc mam nową ulubioną farbę – olię właśnie 🙂
Ja teraz będę testować farbę INOA z L'Oreala – zobaczymy jaki będzie efekt bo wybór odcieni mnie wprost powalił 🙂