Po wczorajszych imieninach czas wreszcie wziąć się w garść i nadrobić blogowe zaległości. Pamiętacie moją pakę różności, którą przywiozłam z targów Beuty Days od Naturalspharm? Jestem miłośniczką dobrej jakości suplementów i chętnie po nie sięgam, co prawda teraz z racji na ciążę muszą nieco poczekać, ale po na bank z chęcią sprawdzę działanie „odchudzaczy” czy kolagenu. Nowości nie obejmowały jednak jedynie suplementów, w swojej torbie znalazłam również kosmetyki Lab One – N°1 Hydration krem na dzień i krem na noc. Dla mnie była to marka zupełnie nie znana, ale opakowania tak ładnie na mnie patrzyły, że od razu zabrałam się za testy tym bardziej, że moja ciążowa skóra ciągnie łaknie nawilżania.
Z pewnością nie sposób przejść obojętnie obok samego designu opakowań. Prosty kartonik ze złoceniami skrywa w sobie ciężki, szklany słoiczek z 50 ml kosmetyku. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze bardzo doceniam szklane opakowania, plastik-fantastik nie może się z nimi równać.
Od czego zaczynam jednak oglądanie kosmetyków? Oczywiście od składu, choć pozostawię go na później, to muszę Wam napomknąć, że był dla mnie niezłym zaskoczeniem. Spodziewałam się typowo perfumeryjnej czy nawet aptecznej, mocno średniej kompozycji. Przywykłam chyba do tego, że w kosmetykach z wyższej półki znajdujemy stos silikonów i innych ulepszaczy, które dają świetny krótkotrwały efekt. Po myciu zaś cera jest w jeszcze gorszym stanie. Lab One zdecydowanie stanęło im na przeciw.
Jak już wspominałam, opakowanie to szklany, zakręcany słoik z dodatkową, plastikową nakładką chroniącą przed ubrudzeniem nakrętki. Konsystencja lekka, aksamitnie kremowa o delikatnie żółtym kolorze. Zapach świeży, kremowy, ciut chemiczny, ale raczej przyjemny.
Krem łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Stanowi świetną bazę pod makijaż. Od strony technicznej nie mam nic do zarzucenia. Jak jednak z efektami? Muszę przyznać, że nawilżenie jest wprost ekspresowe. Kosmetyk bardzo intensywnie zmiękcza ( fruktoza, mocznik, kwas mlekowy ) i wygładza skórę. Z każdym dniem można zauważyć nie tylko poprawę nawilżenia, ale także ujednolicenie koloru skóry, zwiększenie elastyczności i długotrwałe odżywienie. Mimo potężnego kopa pielęgnacyjnego, skóra nie jest obciążona.
Warto zerknąć na skład, choć oczywiście nie jest to kosmetyk naturalny to znajdziemy tu sporo ciekawych substancji – poza oliwą z owoców czy pestek oliwki, ekstraktem z herbaty czy proteinami oliwnymi także kwas mlekowy, mocznik, witaminę E, fruktozę i inozytol. Bez parabenów, z dość przyjaznymi konserwantami m.in. kwaskiem cytrynowym.
Dzięki lekkiej formule, krem jest niesamowicie wydajny, mam wrażenie, że używam połowę porcji normalnego kosmetyku. Ostatnio wpadłam na to, że część zaniosę mamie – ciekawa jestem czy w przypadku jej dojrzałem cery nawilżenie również będzie tak dobre.
Czarny, matowy kartonik – dla kontrastu 🙂 Reszta jak w kremie na dzień. Konsystencja jak na krem na noc bardzo przyjemna – przypomina nieco biały, aksamitny mus. Dla mnie jeszcze przyjemniejsza niż wersja na dzień. Czasami naprawdę bogata, ciężka formuła nie świadczy o działaniu. Zapach taki sam jak w kremie na dzień.
W ciąży moja cera stała się niemiłosiernie uciążliwa. Niby jest pięknie bo zero wyprysków, zdrowy rumieniec itd., ale mimo swojej mieszanej budowy, zaczęła się strasznie odwadniać. Pierwsze miesiące znosiłam tragicznie i wierzcie mi, naprawdę wyjście z łóżka było wyzwaniem, a co dopiero odpowiednia pielęgnacja. Teraz jest już oczywiście OK, ale nadal jeden niewłaściwy krok i budzę się z absolutnym przesuszeniem.
Krem na noc Lab One to idealna opcja własnie dla cer odwodnionych – a jak wiadomo nawet cera tłusta może taką być. Świetnie nawilża, szybko się wchłania i nie podrażnia. Nie ma również mowy o obciążaniu – znacie pewnie efekt porannej pobudki z przetłuszczoną twarzą i podpuchniętymi oczami? To zdecydowanie nie w przypadku tego kosmetyku. Teraz już nie zwracam tak na to uwagi, ale przez pierwsze dni nie mogłam się nadziwić jaka moja cera jest wygładzona, promienna i miękka.
Tym razem znajdziemy w składzie silikony aczkolwiek ja do ortodoksów nie należę i obecne silikony to nie to co kiedyś – ciężkie i zapychające. Olej z pestek winogron, skwalan, panthenol, lecytyna, kofeina, Sinorhizobium Meliloti Ferment Filtrate – stymulujące produkcję kwasu hialuronowego i elastyny ( udowodnione badaniami ), witamina E, biotyna, kwas hialuronowy i karnityna to główne składniki aktywne. W sumie moja cera uwielbia kofeinę więc nic dziwnego, że tak dobrze reaguje na ten krem.
Cena każdego z kremów to 299 zł za 50 ml. Dla jednych dużo dla innych mało – kwestia dyskusyjna. Moim zdaniem nie są to kosmetyki tanie, ale biorąc pod uwagę to co fundują nam producenci ze znanym logo, gdzie płacimy za markę, a nie za skład to muszę przyznać, że Lab One wcale nie można odmówić skuteczności, niezłych składów i pewnej ekskluzywności. Słynny La Mer może się schować ze swoją parafiną na czele.
Muszę przyznać, że chętnie poznałabym również zachwalane serum do twarzy i krem pod oczy. Moim zdaniem mają potencjał.
Słyszałyście już o marce Lab One? A może macie na swojej liście życzeń jakieś kosmetyki z wyższej półki, na które chorujecie od dawna?
Ach ten kontrowersyjny tytuł – zwabił mnie 🙂 Ja akurat mam ciut inny kierunek pielęgnacyjny (skierowany na wybielanie przebarwień), ale dobrze, że wypuścili tak udane produkty.
A to chyba tak przypadkiem mi wyszło bo raczej rzadko zdarza mi się zrobić clickbaita 😉
Ooo, a co się sprawdza u Ciebie na przebarwienia?
Widziałam już gdzieś recenzję tych produktów i widzę same pochwały. Fajnie, że się sprawdza! 🙂
Przyznam, że mimo cery czuję się bardzo skuszona. Jeśli mówisz, że La Mer może się schować, to ja chcę, moja skóra bardzo potrzebuje nawilżania 🙂
Miałam te same problemy na początku ciąży, teraz na szczęście jest zdecydowanie lepiej 🙂 3 trymestr już jest ok:)
Ja o tej marce nie słyszałam, ale to chyba nie moja bajka. Chociaż faktycznie kuszą, wyglądają ekskluzywnie, jednak o ile do włosów silikony mi jakoś wybitnie nie przeszkadzają, tak do twarzy ich unikam.
Tak na dobrą sprawę strasznie trudno ich uniknąć, szczególnie jeśli używa się klasycznych produktów do makijażu, a nie tylko minerałów. Poza tym obecne silikony to też nie to co kiedyś, nie można demonizować 🙂
Krem na noc do cery odwodnionej? Biorę w ciemno.
Długo czegoś takiego poszukiwałam. Mam nadzieję, że spełniłby moje pozoztsałe oczekiwania.
Pozdrawiam cieplutko! 🙂
Też je mam i nawet nie zdążyłam otworzyć 🙂 Opakowania mają piękne, składy mogą być, sporo substancji aktywnych. jestem ciekawa jak będzie u mnie 🙂
Uwielbiam kosmetyki luksusowe, chętnie poznałabym się bliżej z tymi kremami ale obecnie mam zapas pielęgnacji na kilka miesięcy, może kiedyś
Na mnie czeka wersja na noc 🙂
Fajnie, że jesteś zadowolona i choć cena powalająca to krem na noc mnie zainteresował.
Ja w swojej paczce znalazłam serum i podarowałam je mamie 🙂
jestem w trakcie testów, bardzo zadowolona, po zakończeniu napisze wpis
Chętnie bym spróbowała, żeby sprawdzić co moja skórę na to. Nie miałam nic od nich, więc to mógłby być kosztowny strzał w kolano 😜
Ja mam serum do twarzy i choć naprawdę przyjemnie mi się go używa to spodziewałam się jednak po nim czegoś więcej…