Wiem, że powtarzam się już któryś raz, ale jeśli ktoś jeszcze nie wie to przypominam, że kocham maski do włosów. W zasadzie dopiero od niedawna przekonuję się do balsamów i odżywek. Wcześniej w zasadzie towarzyszyły mi jedynie maski. Nie ukrywam więc, że gdy w swojej paczce ambasadorskiej od Kaliny natrafiłam na ajurwedyjską, złotą maskę do włosów to bardzo się ucieszyłam. Z Planeta Organica zdążyłam już bardzo dobrze poznać maskę marokańską, więc liczyłam na zadowalające efekty.
Zacznę może od cech wspólnych oby produktów. Obie maski zamknięte są w wygodnym, plastikowym, zakręcanym słoiku, z którego łatwo nabiera się produkt. Plus za przezroczysty dół – łatwo możemy kontrolować zużycie produktu. Myślę, że nie skłamię jeśli powiem, że konsystencja każdego z kosmetyków jest praktycznie identyczna – gęsta, treściwa niczym stygnący budyń. Nie sprawia jednak najmniejszego problemu z nakładaniem, szybko pozwala pokryć całe włosy nie spływając z nich i nie tworząc skorupy. Od strony użytkowej nie mam im nic do zarzucenia, a przyjemne opakowanie cieszy oko i jest funkcjonalne.
Czarna, marokańska maska od Planeta Organica zdecydowanie wyróżnia się nie tylko swoim specyficznym, „błotno-zielonym” kolorem, ale i zapachem. Ja nie wiem co ja ostatnio mam z męskimi zapachami, ale ona serio pachnie niczym klasyczna, męska woda kolońska. Zapach jest intensywny i długotrwały, w połączeniu jednak z zapachem włosów daje naprawdę przyjemny aromat, szczególnie gdy ktoś lubi takie zapachy, a ja jestem ich amatorką.
Na uwagę jak zwykle zasługuje skład – nie przepadam co prawda za sformułowaniem „Aqua with infusions” bo nigdy nie wiem ile naprawdę tych „infusions” w tej „aqua” było. Nie można jednak odmówić jej bogactwa użytych składników – poza głównym „pielęgnatorem” czyli olejkiem arganowym mamy w niej olejek z Neroli, ekstrakt z lauru ( tak, tego od liści laurowych ), oliwę z oliwek, olejek eukaliptusowy, olejek lawendowy, olejek z lebiodki czyli oregano oraz pozostałe wypełniacze. Użyte olejki z pewnością stymulują cebulki i pobudzają do wzrostu.
Maskę możemy kupić w sklepie Kalina – za 300 ml zapłacimy 29,00 zł. Biorąc pod uwagę jakość i wydajność to jestem jak najbardziej na tak 🙂
Maska, która dotarła do mnie w paczce ambasadorskiej od Kaliny to złota, ajurwedyjska z Planeta Organica. Przydomek „złota” zyskała nie bez powodu – faktycznie wygląda jak gęste, treściwe złoto i ma nawet złote drobinki. Zawartość indyjskich ziół wpływa na jej niesamowity aromat – jeśli lubicie zapach w India Shopach to na bank przypadnie Wam do gustu. Nie jest wcale duszący i męczący, jest orientalnie piękny 🙂
Składniki maski ajurwedyjskiej zdecydowanie różnią się od wersji marokańskiej. Podstawą jest olejek z Miodli Indyjskiej. ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej, ekstrakt z euterpy warzywnej, olejek z sandałowca, olejek cedrowy, ekstrakt z jałowca i bambusa oraz wypełniacze.
Za 300 ml maski zapłacimy w sklepie Kalina 29,00 zł.
Jestem przekonana, że jak wykończę te maski to skuszę się też na wersję toskańską i tajską, moje włosy naprawdę świetnie reagują na produkty tej firmy ( z małymi wyjątkami – szampon rokitnikowy był totalną porażką ).
Macie jakieś swoje rosyjskie maski – faworytki? 🙂
Ja od dawna planuje zakup maski Toskanskiej i balsamu Marokanskiego 🙂
Właśnie na toskańską mam wielką ochotę, a o balsamie słyszę same pozytywy 🙂
Czuję się skuszona, choć nie po drodze mi z nimi 😉
Rozumiem, wiadomo każdy inne preferencje i nic w tym złego czy dziwnego 🙂
miałam i złotą i czarną 😀 a teraz mam toskańską i wiesz co Ci powiem?:D Skuś się bo warto 🙂
Muszę trochę podreperować budżet i na bank wypróbuję toskańską bo moje włosy lubią oliwę z oliwek 🙂 Ciekawi mnie też ta tajska 🙂
Miałam czarną i na moich włosach okazała się totalną klapą. Po jej zastosowaniu włosy były szorstkie, suche i matowe. Po tym epizodzie zniechęciłam się do masek z tej serii. Ale balsam marokański jest rewelacyjny!
Rozumiem i wcale się nie dziwię – czasami wystarczy jeden nietrafiony składnik i z włosów robi się szopa. Ciekawa jestem co Twoim w niej nie podpasowało.
Kurczę, wszyscy piszą o tym balsami marokańskim – muszę się na niego chyba skusić skoro jest taki dobry 🙂 Słyszałam też, że ten na kwiatowym propolisie z Babuszki Agafii jest OK.
Mam marokańską i jak Ty nie mogę jej często stosować i robię to raz na tydzień ale faktycznie włosy wydają się grubsze po jej zastosowaniu i ładniej się prezentują 🙂
No dokładnie – mam taką mięsistą kitę, że aż miło się patrzy, ale po 3 razach z rzędu włosy leżały tak ciasno przy głowie, że stwierdziłam, że to opcja góra raz na tydzień 🙂
Obie u mnie czekają na swoją kolej 🙂
Zapasy, zapasy skąd ja to znam 😀
coś czuję, że u mnie mogłyby przyspieszyć przetłuszczanie, ale i tak warto spróbować 😀
No właśnie marokańska to w nadmiarze i mi włosy obciąża, ale ajurwedyjska jest jak gdyby lżejsza 🙂
U ciebie tez dziś marokańsko:) straszna mam ochotę wypróbowac tę maskę, a tymczasem zapraszam do siebie na smaczną sałatkę w stylu marokańskim:)
hahaha no to się zgrałyśmy, ja pielęgnacyjnie, a ty kulinarnie 🙂
Ciekawe kolory maja te maski i te drobinki mnie zaciekawily 🙂
No kolory są niewyjęte, dobrze że i działanie pozytywne 🙂
Miło, że usuwasz merytoryczne komentarze ;]
Nie usuwam żadnych komentarzy!!! Proszę mi nie zarzucać takich bzdur, mam jedynie ustawioną weryfikację komentarzy do starszych postów ponieważ zalewa mnie fala spamu zagranicznego. Nie życzę sobie takich zarzutów drogi ( jak zwykle ) ANONIMIE !
Chyba już wiem o czym mówisz – komentarz poszedł do SPAMu – czasami Blogger tak robi, nie mam na to wpływu.
Ja jakos nie jestem przekonana do masek i odzywek do wlosow.
Ale z tej firmy czy generalnie nie przepadasz za tego typu kosmetykami?
kuszą mnie te maski już od pewnego czasu 🙂
W ogóle te kosmetyki rosyjskie to kuszę niesamowicie 🙂
Oj testowałabym! 😀
W jednym ze sklepów zielarskich w Olsztynie sprzedają Planeta Organica – chyba się tam przejdę. Tak jak Ty jestem sucho-kręconowłosa i stawiam na dogłębne nawilżenie. I też masek do włosów mam najwięcej. Też wiem, co to znaczy przesadzić z maską 😉
Aktualnie używam marokańskiej i też jestem bardzo zadowolona z włosów po użyciu.Są odpowiednio dociążone,błyszczące i pięknie pachną.Następną wezmę chyba Tajską.Chociaż ta złota też kusi.Ale najpierw trzeba odgruzować łazienkę z trzech rozpoczętych jednocześnie masek.
Kurczę ja nie wiem, nie umiem sie przekonać do masek. Robiłam kilka podchodów i zawsze kończyło sie zle -.-
Zapisuję na wish liście! Te zapachy mnie totalnie zachęciły – brzmią jak dedykowane specjalnie dla mnie 😀
Ładny skład i dobra cena za taką ilość. To co mnie zawsze denerwuje to słoiczkowe opakowanie wielu masek. Nie lubię nabierać kosmetyku palcami. Zdecydowanie wolę tubku, ale inne opakowanie pewnie wynika m.in. z tego, żeby można było łatwo odróżnić odżywkę od maski
Mam złotą i wydaje się być fajna póki co, ale to prawda że dodaje objętości 😉