Miałam tego posta napisać w sobotę, ale w szale gotowania barszczu, smażenia krokietów i pieczenia pizzy po prostu nie zdążyłam 😀 Może to i dobrze bo po 2 dniach mogę już ustosunkować się nieco lepiej do gigantycznej porcji odżywienia jaką zafundowałam moim włosom.
Od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem zrobienia sobie porządnej maski jajecznej na moją czuprynę, ale ciągle brakowało mi czasu i chęci. W sobotę zebrałam się jednak w sobie i o 12.00 maseczka już grzecznie siedziała mi na głowie.
Wzorowałam się przepisem z bloga Anwen jednak trochę go zmodyfikowałam ” pod siebie”. Przede wszystkim intrygowała mnie od dawna nafta kosmetyczna. W ostatnim czasie kupiłam to cudo z babcinej apteczki i mam zamiar trochę z nim poszaleć. Wiem, że opinie są podzielone, ale mimo wszystko coraz częściej przekonuję się, że metody stosowane jeszcze kilkanaście lat temu naprawdę nie były głupie.
Moja maseczka wyglądała tak:
2 żółtka
1 łyżeczka naturalnego miodu
2 łyżeczki maski Kallos Latte ( oczywiście można zastąpić inną, która Wam pasuje )
2 kapsułki Capivitu na skórę, włosy i paznokcie ( wystarczą zwykłe kapsułki z witaminą E, ale miałam pod ręką tylko Capivit więc przy nim zostałam )
1 łyżeczka oleju rycynowego
3 łyżeczki nafty kosmetycznej
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
kilka kropel cytryny
Wszystkie składniki wymieszałam ze sobą na jednolitą masę. Maczałam w niej palce i wsmarowywałam w skalp. Następnie pasmo po paśmie nałożyłam na resztę włosów, założyłam foliowy czepek, a następnie tetrową pieluchę ( można ręcznik, ale mi najwygodniej z pieluchą bo mogę ją zawiązać ). Całość przez 10 minut podgrzewałam suszarką. Później skóra głowy sama utrzymywała pod folią naprawdę sporą temperaturę.
Mieszankę nosiłam na głowie ok. 5 godzin. Następnie włosy umyłam szamponem Babydream i Alterra z biotyną i kofeiną i nałożyłam odżywkę Isany z Babassu, aby włosy łatwiej dały się rozczesać.
Po zmyciu odżywki i lekkim odciśnięciu z wody zabezpieczyłam końcówki silikonowym serum i wgniotłam piankę we włosy. Standardowo pozwoliłam wyschnąć włosom bez udziału suszarki.
Efekt ?
Już 3 dzień cieszę się niezwykle miękkimi, sypkimi i pięknie skręconymi włosami. Maska wydobyła z nich skrywane pokłady blasku. Wierzcie mi, blask na kręconych włosach to rzecz naprawdę ciężka do osiągnięcia. A jednak !
Bałam się, że czupryna będzie oklapnięta i obciążona. Na szczęście nic z tych rzeczy. Włosy były odbite od skóry, puszyste, ale nie puszące się. Miały ładny skręt, niczym francuskie loki zdjęte z wałków.
O właściwościach oleju rycynowe pisałam na początku mojej twórczości TUTAJ . Muszę zebrać się w sobie i napisać podobnego posta o żółtku bowiem rodzinne legendy krążące od pokoleń mówią, że moja kuzynka do 3 roku życia była totalnie łysa. Dopiero gdy zaczęto myć jej głowę żółtkiem to wyrosła jej bujna i faktycznie piękna czupryna.
Ponieważ maska nie przyspieszyła u mnie również przetłuszczania włosów to mam zamiar stosować ją mniej więcej raz na dwa tygodnie, może nawet ciut rzadziej biorąc pod uwagę, że włosy myję średnio 2 – 3 razy w tygodniu.
Kolejny eksperyment jaki przewiduję to laminowanie włosów.
O zdrową i gęstą czuprynę walczę już od miesiąca. Efekty są naprawdę zauważalne. W następnych dniach koniecznie zmobilizuję się do napisania o mojej „włosowej” kuracji 🙂
wow! sama stosowałąm ale zółtko z samym olejkiem i piwem ;p ale sprobuje i to 😉
Ooo, a ja nie stosowałam z piwem 🙂 Dobry patent !
Uwielbiam taką domową maseczkę, ostatnio troszkę o niej zapomniałam i muszę włączyć ją do swojego rytuału włosowego. 😀 Jako bazę maski również często stosowałam Crema Latte. 😉
Ja maskę Kallosa wielbię pod niebiosa 🙂 O włosy w ostatnim czasie staram się dbać najlepiej jak się da więc taka maska jest dla mnie bardzo korzystna.
Nie stosowałam jeszcze takiej maski, ale efekt bardzo mnie ciekawi 🙂
Ja powoli dochodzę do wniosku, że nasze babcie jednak miały sporo racji. Zółtko wymiata 🙂