Róże do policzków to od jakiegoś czasu mój konik – chyba się powtarzam, ale kiedyś kompletnie nie doceniałam tego kosmetyku, zaś teraz nie wyobrażam sobie bez niego makijażu. Coraz częściej sięgam również po brązery i rozświetlacze. Z przyjemnością więc zabrałam się za testy prasowanego różu do policzków Burst Your Bubble od Lily Lolo. O różach sypkich tej firmy pisałam już dawno temu TUTAJ – oba dzielnie mi służyły, a Beach Babe był niekwestionowanym ulubieńcem. Byłam ciekawa czy prasowana wersja sprawdzi się równie dobrze.
Wielką zaletą różu jest niewątpliwie jego prasowana forma. Wiem, że nie każdy lubi sypkość minerałów i to często zniechęca do zakupu. Tutaj nie można grymasić – tradycyjna forma, wygodne, plastikowe, dobrej jakości etui zamykane na zatrzask. Do tego lusterko, na co dzień może zbędne, ale w podróży jak znalazł.
Róż jest z gatunku średnio napigmentowanych. Nie zrobimy sobie nim krzywdy, a efekt można stopniować. Burst Your Bubble to róż w lekko brzoskwiniowej tonacji. Bardzo świeży i dziewczęcy. Przepadam za różami z domieszką koralu, brązu lub właśnie lekkiej brzoskwini ponieważ typowe różowe róże nie zawsze dobrze komponują się z moją cerą. Niesamowicie podoba mi się jego wykończenie – jest jak gdyby lekko rozświetlające, ale nie znajdziemy w nim nachalnych drobinek, czy typowego efektu rozświetlacza. Policzki są delikatnie połyskujące takim naturalnym, zdrowym blaskiem. Dzięki temu osiągamy niezwykle naturalny efekt. Podejrzewam, że jest to zasługa prawie pielęgnacyjnego składu. Gdybym nie wiedziała, że mam do czynienia z kosmetykiem do makijażu i patrzyłabym na samą listę składników to chyba byłabym przekonana, że to pielęgnacja. Olej jojoba, olej arganowy, olej z pestek granatu, olej manuka… szok! 🙂
Jeśli chodzi o trwałość to nie mam mu nic do zarzucenia. Niezależnie od tego czy nakładam go na makijaż mineralny czy tradycyjny – zawsze utrzymuje się ok. 10 godzin. W ostatnim czasie Burst Your Bubble stał się moim faworytem. Nie tylko dobrze komponuje się z codziennym makijażem, ale również dodaje mojej twarzy życia w zimowe dni. Oczyma wyobraźni jednak widzę jak fantastyczny efekt da na opalonej skórze.
Za 4 gramy różu zapłacimy w sklepie Costasy ok. 55 zł. Nie jest to najniższa cena, ale warto wypatrywać promocji. Jeśli zależy Wam na spójnym, mineralnym makijażu i boicie się sypkich róży to ten będzie idealny.
Biorąc pod uwagę fakt ile sama szukałam swatchy poszczególnych produktów Lily Lolo, postanowiłam obfocić moje próbki, aby choć odrobinę przybliżyć Wam odcienie róży, brązerów i rozświetlaczy.
Na pierwszy ogień niech pójdą róże sypkie. Światło niestety mi nie sprzyjało, ale postanowiłam pokazać Wam swatche w różnych ujęciach. Mam nadzieję, że okażą się pomocne w wyborze.
Beach Babe – to róż praktycznie matowy, w słońcu możemy dostrzec niewielkie drobinki miki. Jest to soczysty, lekko wpadający w pomarańcz odcień.
Candy Girl – perłowy, wręcz metaliczny róż. Słodki, jasno różowy, z pewnością nie dla każdego.
Goddess – producent kwalifikuje go jako róż brzoskwiniowy, dla mnie ma on również leciutką domieszkę brązu. Ma dość widoczne drobinki nie jest jednak perłowy czy metaliczny.
Rosebud – ciemny, brudny róż, połyskliwy i metaliczny.
Sunset – ciemny, brązowo-różowy odcień, z widocznymi drobinkami. Bardziej w stronę matu.
Oh La La – średni, uniwersalny róż. Matowy.
Flushed – ciemny róż, z delikatną brązową nutą, z połyskliwymi drobinkami.
A na końcu zestawienie z dzisiejszym Burst Your Bubble 🙂
Brązery i rozświetlacz:
Waikiki – jasny, złotawo-cielisty odcień o perłowym wykończeniu. Myślę, że bliżej mu do rozświetlacza, może fajnie podkreślać opaleniznę.
South Beach – matowy, bardzo jasny… raczej beż niż brąz. Fajna propozycja dla bardzo jasnych cer, która nie zrobi krzywy, a nada odrobinę słonecznego blasku.
Bondi Bronze – perłowy, wręcz metaliczny brązer o złocistej poświacie. Cóż – dla mnie jako brązer zdecydowanie zbyt błyszczący, w niewielkiej ilości daje piękną poświatę, a w większej sprawdza się cudnie jako cień do powiek.
Mam nadzieję, że udało mi się nie tylko przybliżyć odcienie poszczególnych produktów, ale i przekonać tych, którzy do minerałów mają chłodny stosunek 🙂
Piękny kolor!
Ja jestem nim absolutnie oczarowana 🙂
Świetny odcień, pasuje do Twojej urody. Ja też mam róż prasowany z Lily Lolo, tylko że w odcieniu In The Pink, bardzo go lubię. Jedynym minusem jest tylko specyficzny zapaszek, to chyba przez te oleje w składzie. 🙂
Z bronzerów polecam Waikiki, ale tak jak piszesz na lato. Cudownie rozświetla i podkreśla np. opalony dekolt. 🙂
Dziękuję 🙂 Sama bardzo dobrze się w nim czuję 🙂 Oooo tak, masz rację jeśli chodzi o zapaszek, zapomniałam o nim napisać – też uważam, że to sprawka olejków, w sumie naturalne oleje raczej nie pachną najpiękniej 🙂
Waikiki wygląda pięknie, zresztą Bondi Bronze też jest cudowny, ale chyba jednak do mojej urody zbyt ciemny.
Mam prasowańca tej firmy w odcieniu Tickled Pink i kocham go nad życie *-* Używam go codziennie 🙂
Doskonale Cię rozumiem, ja jestem zachwycona tym różem 🙂
Kosmetyki Lily Lolo mają przepiękne, prościutkie opakowania. Kocham ten dizajn! 😀
Ja też, są doskonałe w swej prostocie 🙂
Niestety nie uzywam tego typu kosmetykow, wiec nie moge sie wypowiedziec…
Rozumiem, nie da się używać wszystkiego 🙂
Muszę zakupić świetne kolorki , pierwszy odcień różu idealny <3
Cieszę się, że nie tylko ja jestem nimi tak zachwycona 🙂
U mnie z miłością do róży było podobnie. Bardzo powoli, ale w końcu rozkwitła. Piękny sobie kolor dobrałaś 🙂
Dziękuję 🙂 Ja kiedyś używałam tylko perełek brązujących z avonu, potem wpadł mi w ręce cudowny róż z Gosha, którego resztki właśnie wykańczam, a potem cała lawina róży, z których te z Lily Lolo mają naprawdę najbardziej udane kolory 🙂
Zapisuję go na moją listę zakupową 🙂 Uwielbiam mineralne produkty do twarzy (ale te z prawdziwego zdarzenia, a nie takie, które mineralne są tylko z nazwy).
Super, że dodałaś wszystkie swatche 🙂
Oj tak, te mineralne z nazwy to po prostu mnie drażnią, niestety sama miałam kilka takich udawanych produktów.
Mam nadzieję, że swatche choć trochę pomogą w wyborze odcienia 🙂
Ja uwielbiam kosmetyki mineralne, ale akurat róż tej marki mi się nie udal, bo szybko się ściera z policzków, no i efekt nie jest zbyt naturalny. Jednak uwielbiam mineralne kosmetyki i znalazłam sobie róż mineralny Earthnicity. Wypróbowałam i jestem nim zachwycona 🙂
Rozumiem, może to kwestia odcienia? Wiele firm ma tak, że produkt produktowi nie jest równy mimo iż są z tej samej serii. Ale cieszę się, że znalazłaś swojego ulubieńca 🙂
Pięknie Ci w nim. I te rzęsy i kolor na ustach…. cudownie całość wygląda, tzn. podkreśla Twoje naturalne piękno.
Marto, patrzę na te Twoje zdjęcia i jakbym widziała siebie 😀 Zwłaszcza prawe zdjęcie, cała ja! Niesamowite 🙂 Co to za szminka? Jest przepiękna i chyba też będzie mi pasować 😉
Serio? O kurczę 🙂 Zawsze czułam, że mi bliźniaczkę ze szpitala dmuchnęli 🙂 A co do szminki zabij mnie, ale naprawdę nie pamiętam co ja miałam wtedy na ustach 🙁